Wielu pacjentów widziało, że ich wieloletni lekarze przeszli na emeryturę. Kiedy pytam ich, jak im się podoba nowy lekarz, odpowiadają: „Jest w porządku, tak mi się wydaje. Całkiem wydajna. Wydaje się dokładna”. Ale to już nie to samo. To tylko interesy. Nic osobistego.”

Dr Alan Rockoff

Czasami, aby spojrzeć w przyszłość, trzeba spojrzeć wstecz. Więc to chyba dobrze, że podczas mojej ostatniej kolonoskopii ujrzałem przyszłość.

W ostatnich latach miałem takie zabiegi w lokalnym ośrodku chirurgicznym na przedmieściach. Łatwy dojazd, dużo miejsc parkingowych.

Kobieta, która mnie odprawia, jest bardzo rzeczowa. Skanuje moje karty ubezpieczeniowe i wręcza mi teczkę z formularzem wywiadu medycznego. Czy miałem kiedyś raka? Przepuklinę? Czy jestem w ciąży? Zastanawiam się, czy ktokolwiek to czyta.

Inna młoda kobieta wprowadza mnie do środka, pierwsza z wielu nowych twarzy. Ich role są niejasne.

W zasłoniętym boksie kolejna osoba z personelu prosi mnie o spakowanie ubrań do plastikowej torby i założenie kaloszy. Potem wchodzi starszy mężczyzna, inicjując wściekłą wielozadaniowość. Inna asystentka pielęgniarska prosi mnie o potwierdzenie nazwiska i daty urodzenia, następnie zakłada mi linię dożylną na jedno ramię, podczas gdy starszy lekarz drugą ręką podaje mi do podpisania formularz zgody na znieczulenie. Bardzo szybko sprawdzam wiele odpowiedzi, ignoruję drobny druk i podpisuję.

Wręczono mi dwa kolejne formularze zgody do podpisania, po jednym z każdej strony. Personel nie udaje, że je wyjaśnia, ani nawet nie mówi mi, do czego służą, a ja nie robię nic, by je przeczytać.

Odchodzą, zastąpieni przez jeszcze jedną osobę, która wprowadza mnie do następnego pokoju. Potwierdza moje nazwisko i datę urodzenia, a także to, na jaki zabieg się tam dostałem. Cel tych wielokrotnych kontroli jest jasny, wraz z przygnębiającą depersonalizacją. Można by to złagodzić jakąś lekką pogawędką, ale nikt się nie przejmuje. Nie ma czasu.

Mój lekarz – którego właściwie znam – wchodzi, wita się i wymienia miłe uwagi. Ostatni facet prosi mnie, abym obrócił się na lewy bok. Do moich żył wpływa dożylnie środek uspokajający. Reszta to cisza.

Jakiś czas później budzę się, witany przez inną osobę z personelu. Pyta, czy wszystko w porządku i oferuje mi wodę lub sok i salceson. Zauważając jej bluzę Boston Red Sox, mówię: „Świetny mecz wczoraj wieczorem”, ale ona nie wie, o czym mówię. Zależy jej tylko na futbolu i planuje polecieć do Nashville, Tenn., aby obejrzeć swoje ulubione.

Kurtyny są zamknięte, a ja jestem proszony, aby się ubrać. Inny asystent kieruje mnie na krzesło, gdzie będę czekał na mój transport do domu. Kiedy próbuję iść sama, ona bierze mnie za rękę. „Asystujemy wszystkim” – wyjaśnia.

Gdy uspokojenie ustępuje, obserwuję. Wokół mnie widzę ruch, szybki i celowy. Członkowie personelu przecinają się przede mną pod każdym kątem, przechodząc od jednego zadania do drugiego, od sali przygotowawczej A do boksu D, idąc z pacjentami lub popychając ich z sali zabiegowej M do obszaru przetrzymywania 8H. Nikt, kogo właśnie spotkałem, nie rozpoznaje mnie, ani nie potwierdza, że spotkał mnie wcześniej.

W końcu zbliża się ostatni członek personelu. Uśmiecha się życzliwie i bierze mnie za rękę, by odprowadzić mnie do drzwi. Biorę to za osobisty akcent, dopóki nie wyjaśnia, że musi się upewnić, że nie upadnę i że wsiadam do właściwego samochodu. Gdy przechodzimy, nikt w poczekalni, ani personel, ani pacjenci, nie zwraca na to uwagi.

Moja żona jest na zewnątrz, na biegu jałowym we właściwym samochodzie. Przyniosła kawę i rogalika czekoladowego, co – prawie – sprawia, że wczorajsze nocne przygotowania są warte zachodu. Nie potwierdza ani mojego nazwiska, ani daty urodzenia.

W sumie, byłem i wyszedłem w ciągu 90 minut. W samochodzie przeglądam ulotkę, która została mi wręczona przy wyjściu. Popijając kawę, czytam instrukcje dotyczące opieki pooperacyjnej i cieszę się kolorowymi zdjęciami. Rzadko kiedy moja kątnica wyglądała bardziej promiennie.

W „Manifeście listy kontrolnej” Atul Gawande opisał poprawę wyników, jaką może przynieść usystematyzowana praktyka. Analiza danych potwierdza wymiernie wyższą skuteczność takiej metody.

Jeśli chodzi o mnie, czuję się jak produkt wyjściowy z jednej z dzisiejszych fabryk zaćmy: jak samochód dopiero co wyrzucony z automatycznej myjni, ze zdjęciem na przednim siedzeniu błyszczących, Simonizowanych kołpaków dołączonych do pakietu usług premium.

Opieka medyczna przyszłości? Ok, chyba tak. Wygląda na wydajną i dokładną. Dane to potwierdzają.

To tylko interesy. Nic osobistego.

Dr Rockoff praktykuje dermatologię w Brookline, Mass. i jest wieloletnim współpracownikiem Dermatology News. Jest członkiem wydziału klinicznego na Uniwersytecie Tufts w Bostonie i od 30 lat uczy studentów medycyny i innych stażystów. Jego druga książka, „Act Like a Doctor, Think Like a Patient”, jest dostępna na amazon.com i barnesandnoble.com. Napisz do niego na adres

.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.