Jesienią 1963 roku, Bruce Lee miał ambicje otwarcia szkół kung fu w całej Ameryce. Punktem wyjścia był Jun Fan Gung Fu Institute, domowa baza Lee w Seattle, o powierzchni 3000 stóp kwadratowych, w pobliżu kampusu Uniwersytetu Waszyngtońskiego, gdzie był niefrasobliwym studentem. W instytucie, wędrowne myśli nieudacznika, który nie ukończył studiów filozoficznych, znalazły swoją strukturę. Jego marzycielskie rozmyślania stały się mantrami siłowni: Nie używać żadnej drogi jako drogi; nie mieć żadnych ograniczeń jako ograniczeń. Przestrzeń ta była jego holistycznym warsztatem, a także miejscem zamieszkania. Sypiał w pokoju bez okna na tyłach; w pobliżu drzwi nie było włącznika światła, co oznaczało wiele potykania się po ciemku, by znaleźć drogę. Nawet wtedy – przed filmami z Hongkongu, które uczyniły go globalną ikoną – ledwie istniał mur między Lee a mitem, który tworzył.
Lee jest najbardziej wpływowym artystą sztuk walki we współczesnej historii, to tylko jeden aspekt legendy, którą stał się po przedwczesnej śmierci w 1973 roku w wieku 32 lat. Prawie pięć dekad później, świat wciąż liczy się z rozmachem, jaki wygenerował w ciągu swojego krótkiego życia, a także ze sposobami, w jakie kultura wymyśliła go na nowo. W pewnym sensie, powszechny wpływ Lee – w tak różnych dziedzinach jak protesty polityczne i gry wideo – jest po prostu odzwierciedleniem jego życiowej wizji. Dla świata głosił bezkształtność, koncepcję spopularyzowaną przez jego słynną odpowiedź „Be Water” w wywiadzie z kanadyjskim dziennikarzem Pierre’em Bertonem. Do tej epifanii doszedł młodo; uderzając raz we frustrację w morze, zainspirował się tym, jak ono chłodno zneutralizowało jego twierdzenie. „Chciałem być jak natura wody” – napisał kiedyś Lee. Ale ta filozofia przedstawia również szczególną ironię w tym, jak ludzie go rozumieją: Kiedy sięgają po niego, chwytają człowieka czy symbol, którym się stał?
W ciągu ostatniego roku Lee został przemodelowany na wiele sposobów: W Cinemax’s Warrior, jako bohater jego własnej koncepcji telewizyjnej, zrealizowanej w końcu; w Ip Man 4: The Finale, jako młodzieńcze ucieleśnienie tego, jak tradycyjne bariery wejścia w kung fu zostały złamane; niesławnie, w Once Upon a Time in Hollywood, jako rekwizyt jive-talking; i, w ostatnim ESPN 30 for 30 dokumentalnym Be Water, jako produkt trwałej dyskryminacji na dwóch światach.
Każde z przedstawień w jakiś sposób kapitalizuje niezniszczalne dziedzictwo Lee, ale nie zawsze jest jasne, kiedy badany jest człowiek czy mit – i czy ta granica mogła zostać w pewnym momencie utracona. Be Water” Bao Nguyena to najbardziej czcigodny z tych filmów i jedyny, który bada Lee z wyraźnie azjatycko-amerykańskiej perspektywy. Dokument śledzi kontury twórczości Lee przez pryzmat niesprawiedliwości, cofając się do kontekstu chińskiej ustawy o wykluczeniu z 1882 roku i wykorzystując traumatyczne sceny z wojen toczonych z Japonią i Wietnamem, a także ruch praw obywatelskich z lat 60. jako kluczowe momenty historyczne w chronologii Lee. Uprzedzenia rasowe i inność są wszechobecne, stanowiąc edukacyjne tło, które pokazuje, jak znaczące dla Lee było przekroczenie postrzeganych ograniczeń jego kulturowej tożsamości – zbyt azjatyckiej w amerykańskim społeczeństwie, zbyt amerykańskiej w Hongkongu. Ale Be Water uwięził Lee w alegorii, czasami rozmywając jego osobistą narrację na rzecz wagi symbolicznej. „Fakt, że Bruce zdecydował się poślubić osobę rasy kaukaskiej był wyrazem tego, co czuł do Ameryki,” Linda Lee Cadwell, wdowa po Bruce’ie, mówi w dokumencie z naukowym dystansem, jakby nie mówiła o sobie.
Dokument pokrótce nakreśla polityczny krajobraz młodości Lee w Hong Kongu, który zmieniał się pomiędzy brytyjską a japońską okupacją, ale tylko pobieżnie bada, w jaki sposób Lee przetwarzał swój gniew jako dziecko. „Tamtejsze dzieciaki nie mają się na co cieszyć” – powiedział kiedyś Lee. „Białe dzieci mają wszystkie najlepsze prace, a reszta z nas musiała na nie pracować. Dlatego większość dzieciaków staje się punkami”. Lee został ulicznym wojownikiem. „Używaliśmy łańcuchów i długopisów z ukrytymi wewnątrz nożami”, powiedział magazynowi Black Belt w 1967 roku. „Potem, pewnego dnia, zastanawiałem się, co by się stało, gdybym nie miał za sobą mojego gangu, gdybym wdał się w bójkę. Dopiero gdy zacząłem czuć się niepewnie, zająłem się kung fu”. Przed znalezieniem drogi bez drogi, był wayward.
More Stories
Be Water left me wondering about other, more granular details of Lee’s story. Dokument porusza jego talenty jako tancerza (jego była dziewczyna Amy Sanbo nazywa go w nim „kinetycznym geniuszem”), a mistrzostwo Lee w cha-cha jest dobrze cytowane, ale trzeba by przekopać się przez kompleksowe biografie, takie jak książka Matthew Polly’ego z 2018 roku, Bruce Lee: A Life, aby dowiedzieć się, że uczyła go Filipinka, która prowadziła studio tańca w hongkońskiej dzielnicy nocnego życia Kowloon. Albo że w wieku 18 lat wygrał mistrzostwa w cha-cha, tańcząc ze swoim 10-letnim bratem Robertem, aby uniknąć kary za to, że wybrał na partnera tylko jedną ze swoich romantycznych zainteresowań. Bez cha-chy jego forma sztuk walki mogła nie zyskać takiego oddźwięku jak w Stanach (gdzie rodzice zmusili go do przeprowadzki, w odpowiedzi na jego wielokrotne wykroczenia). Jak podaje Polly, Lee chciał zająć się kung fu w stylu północnym, znanym z powietrznych popisów teatralnych, próbując w ten sposób dotrzeć do szerszej zachodniej publiczności. Lee szukał wskazówek u mistrza Shiu Hon Sang, który przystał na prośbę pod warunkiem, że Lee nauczy go tańczyć.
Ale nawet drobne szczegóły z życia Lee mogą być wplecione w jego mit. Nie sposób nie dostrzec w jego inkluzywnym stylu jako pedagoga odpowiedzi na dyskryminację, z jaką spotkał się, gdy po raz pierwszy chciał uczyć się kung fu od mistrza Yip Mana, co inni uczniowie szkoły oprotestowali ze względu na euroazjatyckie pochodzenie jego matki; czy też na szeroki wachlarz mentorów, jakich miał w sztukach walki i tańcu. Jego pierwszym uczniem kung fu w USA był Jesse Glover, czarnoskóry adept judo, którego osobiste doświadczenia z brutalnością policji stały się katalizatorem jego oddania sztukom walki. Glover chodził za Lee przed Ruby Chow’s, restauracją, w której Lee krótko pracował jako kelner, i zaczął kopać słupy telefoniczne, aby zaimponować swojemu przyszłemu instruktorowi. Ich relacja nauczyciel-uczeń była symbiotyczna, podobnie jak w przypadku wielu uczniów, których Lee uczył. Dynamika była podobna do tej, którą miał z Mistrzem Shiu Hon Sang, tylko tym razem, Lee był mistrzem uczącym kung fu, w zamian za naukę, co to znaczy być Amerykaninem.
Dużą częścią spuścizny Lee jest filozofia, którą rozwinął o nazwie Jeet Kune Do, droga przechwytującej pięści. Ale nawet ona – traktat o ograniczeniach czystości stylistycznej, często uważany za podstawę współczesnych mieszanych sztuk walki – znalazła własne życie. Podjęta przez Lee próba stworzenia jednolitej teorii wyrażania siebie szybko zyskała miano stylu, stając się szablonem do nauki walki „jak Bruce Lee”, wykorzystując impuls, jaki Lee wytworzył dzięki swoim filmom z Hong Kongu. Po jego śmierci powstał cały przemysł zajmujący się klonowaniem go poprzez podszywanie się pod niego – Bruce Le i Bruce Li byli dwoma najbardziej znanymi filmowymi naśladowcami. Okazuje się, że trudno jest odnaleźć samego siebie. Odtwarzanie kroków Bruce’a Lee jest łatwiejsze.
Ścieżki się rozeszły, wiele razy. Wszechobecność Lee bez wątpienia przyczyniła się do powstania fan fiction; Quentin Tarantino publikuje swoje własne od prawie dwóch dekad. Kill Bill: Tom 1 to mozaika odniesień, czerpiąca z ostatnich lat życia Lee, zarówno na ekranie, jak i poza nim: Postać Umy Thurman, Panny Młodej, nosi niemal replikę żółtego kombinezonu Lee w Grze Śmierci, która w momencie jego śmierci była jeszcze w produkcji; tytułowy czarny charakter, Bill, grany jest przez Davida Carradine’a, odtwórcę głównej roli w Kung Fu, serialu, który według rodziny Lee został skradziony przez Warner Bros. z pomysłu, który Lee sam opracował. Ale gdzie Kill Bill pożycza ikonografię Lee jako potwierdzenie stylu, który uczynił popularnym, nowsze przywołanie go przez Tarantino jest czysto transakcyjne.
Kontrowersyjna pięciominutowa scena Bruce’a Lee z Pewnego razu w Hollywood pożycza tożsamość Lee jako znacznik czasu dla połowy lat 60-tych. Podczas przerwy na planie The Green Hornet (krótkotrwałego serialu telewizyjnego z 1966 roku, w którym wystąpił prawdziwy Lee), wyniosły Lee, grany przez Mike’a Moh, riffs na temat stylu Muhammada Ali i zauważa podobieństwa do swojego własnego. Jeden z członków ekipy zadaje hipotetyczne pytanie: „Gdybyś z nim walczył, kto by wygrał?”. Lee unika pytania, ale jest naciskany. „Co by się stało?” „Zrobiłbym z niego kalekę” – odpowiada. (Prawdziwy Lee wczytywał się w filozofie Alego i analizował jego mecze z dokładnością do każdego ciosu. Be Water zawiera porównanie stylistyczne klatka po klatce, aby pokazać, jak wiele Lee nauczył się od Alego, tak jakby była to bezpośrednia odpowiedź Tarantino na zlecenie posiadłości Lee). Cliff, zielony beret i kaskader grany przez Brada Pitta, pęka na myśl o tym, że Lee mógłby pokonać Alego w walce. Obaj sparują; Lee najpierw zwala Cliffa z nóg, a następnie Cliff wrzuca Lee do rekwizytu samochodowego, pozostawiając wgniecenie. Obaj wydają się być równorzędnymi przeciwnikami, ale tak nie jest. Cliff jest główną postacią w opowieści; Lee jest urządzeniem ustawionym w celu skalibrowania siły Cliffa.
W odpowiedzi na backlash dotyczący sceny, Tarantino powiedział: „Jeśli zadasz mi pytanie 'Kto wygrałby w walce: Bruce Lee czy Dracula?’, to jest to to samo pytanie. To jest fikcyjna postać. Jeśli powiem, że Cliff może pokonać Bruce’a Lee, to jest on postacią fikcyjną, więc mógłby pokonać Bruce’a Lee.” Jednakże, transponując rzeczywisty łuk i podobieństwo Lee do swojej historii, Tarantino bezpośrednio przywołuje mitologię Lee, tak jak zrobiłby to z dziełem należącym do domeny publicznej. W zakresie filmu, Lee jest prawie tak samo fikcyjny jak Cliff.
Ale nie wszystkie z ostatnich reinkarnacji Lee over-index na jego mitologii. Na miesiąc przed premierą Once Upon a Time w 2019 roku, na proteście prodemokratycznym w Hongkongu zauważono napis: Be Water! Jesteśmy bezkształtni. Jesteśmy bezkształtni. Możemy płynąć. Możemy się rozbić. Jesteśmy jak woda. Jesteśmy Hongkongczykami! Najsłynniejsze słowa Lee stały się zasadą organizacyjną dla mieszkańców jego ojczyzny, sposobem na ominięcie policji poprzez fale wieców o dużej koncentracji, które mogą szybko i spontanicznie rozpraszać się i przegrupowywać w całym mieście. Gdy w całych Stanach Zjednoczonych rozpoczęły się protesty ku czci George’a Floyda, Breonny Taylor i wielu innych czarnych, którzy stracili życie w wyniku brutalności policji, protestujący w Hongkongu, obecnie wieloletni weterani, oferowali rady, jak pozostać o krok przed policją: „Bądźcie wodą” było częstym, istotnym refrenem. Zajęło to pięć dekad i niezliczoną ilość środków przekazu, ale trudno wyobrazić sobie zdrowszy hołd dla idei bezkształtności Lee, która po raz kolejny odbyła podróż z Hongkongu do USA.
A co z Brucem, człowiekiem? Pewnej nocy na YouTube sam zacząłem śledzić jego kroki, oglądając stare, słabej jakości wideo, na którym Glover, były uczeń Lee, oprowadza widza po Seattle, które kiedyś znała ta para. Widzimy chodnik, na którym Glover po raz pierwszy próbował zwrócić na siebie uwagę Lee; potreningowe chińskie restauracje, w których Lee zaspokajał swój nienasycony apetyt na wołowinę w sosie ostrygowym; budynki, w których kiedyś trenowali, dziś już dawno zburzone. Kamera przesuwa się na skrawek trawy, gdzie Glover mówi: „To tutaj Bruce przychodził i wysyłał mnie do latania po moim mieszkaniu”. Wersja miasta, którą Glover, zmarły w 2012 roku, wspomina w klipie, była już stracona od dziesięcioleci. Ale prozaiczność klipu była pocieszająca i w pewnym sensie odkrywcza. Glover stworzył poczucie porządku i rutyny w swoim opowiadaniu o życiu przyjaciela; jest to szczerze mówiąc trochę nudne – coś, czym Bruce Lee nigdy by się nie odważył być. Jego mitologia, uwieczniona w filmie, pisarstwie i sztukach walki, zawsze będzie stała na czele popularnej wyobraźni, ale tam, w wideo z miejsc i przestrzeni, które już nie istnieją, w końcu uchwyciłem przelotne spojrzenie na człowieka z tyłu.