Jerry Gandolfo nie wzdrygnął się, kiedy autobus pełen ósmoklasistek zaczął krzyczeć przy recepcji. Właściciel New Orleans Historic Voodoo Museum po prostu założył, że John T. Martin, który nazywa siebie kapłanem voodoo, nosił swojego pytona albinosa na szyi, kiedy przyjmował bilety. Kilka krzyków było par for the course.

Głębiej w muzeum było nieprzyjemnie ciepło, ponieważ ksiądz ma zwyczaj wyłączania klimatyzacji, aby pomieścić swojego zimnokrwistego towarzysza. Nie, żeby Gandolfo się tym przejmował: węże są uważane za święte duchy voodoo i ten konkretny, nazwany Jolie Vert („Pretty Green”, chociaż jest bladożółty), również dostarcza małe torebki z wężowymi łuskami, które sprzedaje się za $1 w sklepie z pamiątkami, obok suszonych kurzych łapek i lalek o pustych twarzach zrobionych z hiszpańskiego mchu.

Były kierownik firmy ubezpieczeniowej, Gandolfo, 58, jest dozorcą, a nie szamanem voodoo – w rzeczywistości jest praktykującym katolikiem. Jednak jego zmęczone oczy rozjaśniają się, kiedy opowiada o historii stojącej za jego małym muzeum, przyćmionej enklawie w Dzielnicy Francuskiej, pół przecznicy od Bourbon Street, w której znajduje się zatęchły zlepek drewnianych masek, portretów słynnych kapłanek lub „królowych voodoo”, a tu i ówdzie ludzka czaszka. Etykiety są nieliczne, ale wszystkie przedmioty odnoszą się do tej wielowiekowej religii, która polega na proszeniu duchów i zmarłych o wstawiennictwo w codziennych sprawach. „Staram się wyjaśnić i zachować dziedzictwo voodoo” – mówi Gandolfo.

Gandolfo pochodzi ze starej kreolskiej rodziny: jego dziadkowie mówili po francusku, mieszkali w pobliżu Dzielnicy Francuskiej i rzadko zapuszczali się poza Canal Street do „amerykańskiej” części Nowego Orleanu. Gandolfo dorastał ze świadomością, że niektórzy ludzie każdego ranka zamiatali drzwi pyłem z czerwonej cegły, aby odpędzić klątwy, i że w lokalnych aptekach wciąż sprzedaje się eliksiry miłosne. To prawda, jego własna rodzina znała tę mroczną religię: jego francuscy przodkowie żyli w Saint-Domingue (obecnie Haiti), kiedy bunty niewolników wstrząsnęły ich plantacją cukru około 1791 roku. Aby ocalić krewnych Gandolfo, lojalny niewolnik ukrył ich w beczkach i przemycił do Nowego Orleanu. Niewolnik ten, jak się okazało, był królową voodoo.

Ale dopiero gdy Gandolfo osiągnął dorosłość, dowiedział się, że niezliczone rodziny kreolskie opowiadały wersje tej samej historii. Mimo to, jak mówi, „chyba nawet nie wiedziałem, jak przeliterować voodoo.”

Zmieniło się to w 1972 roku, kiedy starszy brat Gandolfo, Charles, artysta i fryzjer, zapragnął bardziej stabilnej kariery. „Więc powiedziałem, 'Co powiesz na muzeum voodoo?'” wspomina Gandolfo. Charles – znany później jako „Voodoo Charlie” – zabrał się do zbierania artefaktów o różnym stopniu autentyczności: grzechotek z końskich szczęk, sznurków czosnku, figurek Matki Boskiej, jardów koralików Mardi Gras, głów aligatorów, glinianego słoika „govi” do przechowywania dusz i drewnianego klęcznika używanego rzekomo przez największą królową voodoo: Marie Laveau.

Charlie przewodniczył muzeum w słomkowym kapeluszu i naszyjniku z zębów aligatora, niosąc laskę wyrzeźbioną jako wąż. „W pewnym momencie dał do zrozumienia, że potrzebuje czaszek, więc ludzie sprzedawali mu czaszki, bez zadawania pytań” – mówi Gandolfo. „Oficjalnie pochodziły one ze szkoły medycznej.”

Charlie zajmował się odtwarzaniem hucznych ceremonii voodoo w wigilię św. Jana (23 czerwca) i noc Halloween, a czasami na prywatnych weselach, które zazwyczaj odbywały się wewnątrz budynku i na zewnątrz, na pobliskim Placu Konga, i często obejmowały tańce węża i tradycyjne, przywołujące ducha bębnienie. Charlie „był odpowiedzialny za renesans voodoo w tym mieście”, mówi Gandolfo. „Ożywił je z czegoś, o czym czytało się w książkach historycznych i przywrócił je do życia”. Tymczasem bardziej introwertyczny brat Charliego badał historię tej religii, która rozprzestrzeniła się z Afryki Zachodniej za pomocą statków niewolniczych. W końcu Gandolfo nauczył się, jak przeliterować voodoo-vudu, vodoun, vodou, vaudoux. Nie jest jasne, ilu mieszkańców Nowego Orleanu praktykuje voodoo dzisiaj, ale Gandolfo uważa, że nawet 2 lub 3 procent populacji, z największym skupiskiem w historycznie kreolskiej Seventh Ward. Religia ta pozostaje żywa na Haiti.

Voodoo Charlie zmarł na atak serca w 2001 roku, w dniu Mardis Gras: jego usługa żałobna, która odbyła się na Placu Konga, przyciągnęła setki żałobników, w tym królowe voodoo w ich charakterystycznych tignons, czyli chustach na głowę. Gandolfo przejął muzeum od syna Charliego w 2005 roku. Wtedy uderzył huragan Katrina i turystyka stanęła w miejscu: muzeum, do którego wstęp kosztuje od 5 do 7 dolarów, kiedyś przyjmowało około 120 tysięcy zwiedzających rocznie, teraz liczba ta wynosi około 12 tysięcy. Gandolfo, który jest niezamężny i nie ma dzieci, jest zwykle pod ręką, aby porozmawiać o historii voodoo lub wyjaśnić (w przerażająco precyzyjnych słowach), jak stworzyć ludzkiego „zombie” za pomocą trucizny wyekstrahowanej z rozdymki. („Wkłada się ją do buta ofiary, gdzie jest wchłaniana przez gruczoły potowe, wywołując podobny do śmierci stan katatoniczny” – mówi. Później osoba jest karmiona ekstraktem zawierającym antidotum na to, jak również silne halucynogeny. Tak więc, „zombie” wydaje się powstać z martwych, potykając się w oszołomieniu.)

„Muzeum jest punktem wejścia dla ludzi, którzy są ciekawi, którzy chcą zobaczyć, co jest za tym wszystkim,” mówi Martha Ward, University of New Orleans antropolog, który bada voodoo. „Jak ludzie myślą o voodoo? Jakich przedmiotów używają? Skąd pochodzą? to bardzo bogate i głębokie miejsce.”

Ósmoklasiści – odwiedzający wiejską parafię w Luizjanie – przeszli przez pokoje, czasami zatrzymując się, aby rozważyć świece migoczące na ołtarzach lub wpatrywać się w puste oczodoły czaszek.

Odważniejsze dziewczyny podniosły Jolie Vert na swoich ramionach do zdjęć. („Moja mama się wścieknie!”) Inne rzuciły się do drzwi.

„Czy możemy już iść?” zapytała jedna uczennica małym głosem.

.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.