Ich wysiłki doprowadziły do powstania cyklu piosenek, który odniósł sukces na niemal każdym poziomie. Hotel California przyciągnęła heroiczne wyniki sprzedaży i pochwały krytyków w równym stopniu, i potwierdziła zmianę zespołu z luźnego, wiejskiego popu w głównych graczy na szybkim pasie rock’n’rolla. Bogate teksty – zarówno introspekcyjne, jak i alegoryczne – sprawiły, że fani przez kolejne dekady zastanawiali się nad ich prawdziwym znaczeniem. Czy Hotel California był o zakładzie psychiatrycznym? Uzależnieniu od narkotyków? Waśni z Steely Dan? Satanizm?
„Koncepcja miała związek z przyjrzeniem się wszystkiemu, przez co zespół przeszedł, osobiście i zawodowo, podczas gdy im się to wciąż przydarzało”, powiedział Henley autorowi Marcowi Eliotowi. „Otrzymywaliśmy rozległą edukację, w życiu, w miłości, w biznesie. Beverly Hills było dla nas wciąż mitycznym miejscem. W tym sensie stało się czymś w rodzaju symbolu, a 'Hotel’ miejscem tego wszystkiego, co L.A. zaczęło dla nas znaczyć. W jednym zdaniu podsumowałbym to jako koniec niewinności, runda pierwsza.”
W związku z 40. rocznicą powstania Hotel California, przyglądamy się mniej znanym historiom stojącym za tym przebojowym albumem.
1. Tytuł roboczy „Hotelu California” brzmiał „Mexican Reggae.”
Choć od tamtej pory stał się synonimem mrocznego, złowrogiego podkopu Los Angeles, tytułowy utwór albumu nabrał kształtu w zaskakująco idyllicznej scenerii. Don Felder wynajął domek na plaży w Malibu i właśnie rozkoszował się bryzą oceanu, niespiesznie brzdąkając na swojej gitarze. „Pamiętam, że siedziałem w salonie w spektakularny lipcowy dzień z szeroko otwartymi drzwiami”, powiedział Guitar World w 2013 roku. „Miałem na sobie strój kąpielowy i siedziałem na tej kanapie, przemoczony, myśląc, że świat jest cudownym miejscem, w którym można być. Miałem tę akustyczną 12-strunówkę i zacząłem przy niej brzdąkać, a te akordy 'Hotel California’ po prostu jakby się z niej sączyły.”
Po ukończeniu podstawowej melodii sięgnął po swój 4-ścieżkowy magnetofon TEAC, aby zachować swoją najnowszą kompozycję, którą upiększył basowymi i perkusyjnymi overdubami. „Wiedziałem, że jest wyjątkowa, ale nie wiedziałem, czy jest odpowiednia dla Eagles” – przyznał Gibson.com w 2010 roku. „To był rodzaj reggae, prawie abstrakcyjna partia gitary dla tego, co było wtedy w radiu.”
Kiedy Eagles ponownie zebrali się wiosną 1976 roku, aby rozpocząć pracę nad tym, co miało być ich piątym albumem, Felder zmontował kasety ze swoimi instrumentalnymi demami dla swoich kolegów z zespołu, aby wydobyć pomysły na piosenki. Pomimo jego początkowych oporów, utwór o smaku reggae został przyjęty.
„Felder złożył kasetę zawierającą około pół tuzina różnych utworów muzycznych”, powiedział Henley w czerwcu Rolling Stone. „Żaden z nich mnie nie poruszył, dopóki nie dotarłem do tego jednego. To było proste demo – progresja arpeggiowanych akordów gitarowych, wraz z kilkoma podobnymi do rogów podtrzymywanymi liniami nutowymi, a wszystko to na prostym schemacie perkusyjnym 4/4. Możliwe, że było tam też trochę perkusji w stylu latynoskim. Myślę, że jechałem nocą Benedict Canyon Drive, a może nawet North Crescent Drive (przylegającą do hotelu Beverly Hills), kiedy po raz pierwszy usłyszałem ten utwór i pamiętam, że pomyślałem, 'To ma potencjał; myślę, że możemy zrobić z tego coś interesującego.'”
Glenn Frey był pod równie wielkim wrażeniem. „Powiedzieliśmy, że to jest elektryczne meksykańskie reggae. Wow. Co za ładna synteza stylów” – powiedział w 1992 roku w odcinku In The Studio With Redbeard. „Mexican Reggae” ostatecznie stało się roboczym tytułem piosenki podczas wczesnych sesji, zanim tekst został sfinalizowany.
2. Black Sabbath nagrywał w studiu obok, a hałas zakłócał sesje Eagles.
Aby nadzorować nowe sesje, Eagles zwrócili się do weterana produkcji Billa Szymczyka, który pracował nad ich poprzednim albumem, One of These Nights. Szymczyk był zadowolony z powrotu, ale miał jeden warunek: Chciał nagrywać w legendarnym Criteria Studios w Miami, daleko od standardowej bazy operacyjnej zespołu w Record Plant w L.A.
Jego powody wykraczały poza kwestie techniczne. Niedawne trzęsienie ziemi wyrzuciło go „z łóżka na podłogę”, zaszczepiając w nim intensywny strach przed życiem na linii uskoku. „Dzień, w którym nastąpiło trzęsienie ziemi, był dniem, w którym zostałem niezależnym producentem” – żartował później w Sound on Sound. Aby uniknąć strefy trzęsienia ziemi, nalegał, aby zespół nagrywał w Miami. W końcu osiągnięto kompromis i zaczęto dzielić czas między oba ulubione studia. „Za każdym razem, gdy byliśmy w Criteria, chłopaki cieszyli się, że są z dala od L.A., z dala od tych wszystkich imprez i kumpli,” powiedział Szymczyk.
Dołączyli do nich w Criteria Black Sabbath, zaszyci w sąsiednim studiu, pracujący nad albumem Technical Ecstasy. „The Eagles nagrywali obok, ale byliśmy dla nich zbyt głośni” – powiedział Tony Iommi w 2014 roku w rozmowie z Uncutem. „To wciąż przedostawało się przez ścianę do ich sesji”. Delikatna ballada zamykająca Hotel California, „The Last Resort”, musiała być wielokrotnie nagrywana ponownie, aby z powodu wycieku hałasu.
Sabbath może i był głośniejszy, ale Eagles trzymali się razem, jeśli chodzi o imprezowanie. Basista Sabbathów Geezer Butler wspominał, jak zapuszczał się do studia niedawno opuszczonego przez zespół: „Zanim mogliśmy zacząć nagrywać, musieliśmy zeskrobać całą kokainę z deski mikserskiej. Myślę, że zostawili w nim około funta kokainy”.
3. Kiedy przyszedł czas na nagranie „Hotel California,” Felder zapomniał, co napisał.
Do czasu, kiedy Eagles osiedlili się w Criteria Studios, aby położyć ścieżki do „Hotel California,” minął ponad rok od czasu, kiedy Felder po raz pierwszy nagrał swoją wstępną taśmę z tą piosenką. Kiedy on i Joe Walsh zaczęli pracować nad przedłużonym gitarowym fade, Henley poczuł, że czegoś tu brakuje.
„Joe i ja zaczęliśmy jammować, a Don powiedział: 'Nie, nie, przestań! To nie jest w porządku'”, powiedział Felder w 2012 roku MusicRadar. „Zapytałem, 'Co masz na myśli mówiąc, że to nie jest w porządku?’ A on powiedział, 'Nie, nie, musisz zagrać to tak jak na demo.’ Jedynym problemem było to, że zrobiłem to demo rok wcześniej; nie pamiętałem nawet, co na nim było.” Sprawę dodatkowo komplikował fakt, że taśma, o której mowa, znajdowała się na drugim końcu kraju, w Los Angeles. Zespół był więc zmuszony improwizować.
„Musieliśmy zadzwonić do mojej gosposi w Malibu, która wzięła kasetę, włożyła ją do blastera i odtwarzała ją z telefonem przyłożonym do blastera”, mówi. W końcu rezultaty zostały uznane za zadowalające. „Było wystarczająco blisko dema, by Don był zadowolony”
4. Ian Anderson z Jethro Tull uważał, że „Hotel California” brzmi podejrzanie jak jedna z jego piosenek.
Słyszenie „Hotel California” po raz pierwszy przyprawiło multiinstrumentalistę Jethro Tull, Iana Andersona, o poważny przypadek déjà vu. Dla jego uszu, światowy hit brzmiał wyraźnie jak jego własna kompozycja, „We Used to Know”, z drugiego albumu prog-rockowców z 1969 roku, Stand Up. Fakt, że Eagles i Jethro Tull koncertowali razem w 1972 roku, w niewielkim stopniu rozwiał jego przekonanie, że – złośliwie czy nie – podebrali mu elementy tej piosenki. „Może to było po prostu coś, co oni jakby podchwycili podświadomie i wprowadzili tę sekwencję akordów do swojej słynnej piosenki 'Hotel California’ jakiś czas później”, powiedział w wywiadzie dla Songfacts.
W obronie Eagles, trasa miała miejsce dwa lata przed tym, jak Felder, główny kompozytor piosenki, oficjalnie dołączył do zespołu w 1974 roku – chociaż był przyjacielem założyciela gitarzysty Berniego Leadona w tym czasie i mógł prawdopodobnie uczestniczyć w jednym z występów. Sam Felder zaprzeczył później, że kiedykolwiek słyszał „We Used to Know” w czasie, gdy pisał piosenkę i twierdził, że niewiele wiedział o Jethro Tull poza tym, że występował w nich flecista.
Whatever the case, Anderson takes a magnanimous view of the incident. „To tylko ta sama sekwencja akordów,” kontynuuje. „Jest w innej sygnaturze czasowej, innej tonacji, innym kontekście. I to jest bardzo, bardzo dobra piosenka, którą oni napisali, więc nie mogę czuć nic innego niż poczucie szczęścia z ich powodu. … Z pewnością nie ma żadnej goryczy ani żadnego poczucia plagiatu związanego z moim poglądem na nią – chociaż czasami nawiązuję, w żartobliwy sposób, do przyjęcia jej jako swego rodzaju hołdu.”
5. „Life in the Fast Lane” został zainspirowany rozmową z dilerem narkotyków Glenna Freya przy prędkości 90 mil na godzinę.
Sukces The Eagles sprawił, że, jak sami przyznają, byli dobrze zorientowani w większości form rozpusty: nielegalnych farmaceutykach, niszczeniu hoteli i wyszukanych formach gry seksualnej. Niektóre z tych późnych nocy zaowocowały niezapomnianymi tekstami. Jeden z wyróżniających się utworów na płycie został zainspirowany szczególnie wstrząsającą jazdą samochodem Glenna Freya z jego bagażowym.
„Jechałem jako shotgun w Corvette z dealerem narkotyków w drodze na partię pokera”, wspominał w 2013 roku w filmie dokumentalnym The History of the Eagles. „Następną rzeczą, którą wiem, że robimy 90. Holding! Big Time! Mówię: 'Hej, stary!’ On się uśmiecha i mówi: 'Życie na szybkim pasie!’. Pomyślałem, 'Teraz to jest tytuł piosenki.'”
Trzymał się tej frazy przez miesiące, aż do momentu, gdy mocno uderzający riff wylał się z gitary Joe Walsha podczas próby zespołu. Lick zatrzymał Freya w miejscu. Poprosił Walsha o powtórzenie i szybko zdał sobie sprawę, że słyszy dźwięk życia na szybkim pasie. Od tego momentu, piosenka zaczęła się zakorzeniać.
Ostatni utwór przyniósł Freyowi niewygodną bliskość do napędzanej narkotykami rzeczywistości, która otaczała zespół. „Z trudem słuchałem, kiedy go nagrywaliśmy, bo dużo wtedy ćpałem i ta piosenka sprawiała, że byłem chory” – powiedział Rolling Stone’owi w 1979 roku. „Próbowaliśmy namalować obraz, że kokaina nie jest taka wspaniała. Obraca się przeciwko tobie. Sponiewierała moje mięśnie pleców, sponiewierała moje nerwy, sponiewierała mój żołądek i sprawiła, że popadłem w paranoję.”
6. Don Felder miał pierwotnie zaśpiewać „Victim of Love.”
Oprócz utworu tytułowego, głównym wkładem Feldera w Hotel California było nieustępliwe „Victim of Love,” które pokazało bardziej szorstkie brzmienie zespołu. „Próbowaliśmy pójść w cięższym kierunku, z dala od country rocka,” powiedział Songfacts. „I tak napisałem 16 lub 17 pomysłów na piosenki, jakby w bardziej rock & rollowym kierunku, a 'Victim of Love’ był jedną z tych piosenek. Pamiętam, że weszliśmy do studia i nagraliśmy ją na żywo z pięcioma facetami grającymi. Jedyną rzeczą, która nie została zagrana w sesji na żywo był główny wokal i harmonia na refrenach. Wszystko inne zostało nagrane na żywo.”
W hołdzie dla genezy piosenki, fraza „V.O.L. is a five piece live” została dumnie wypisana na rowku wybiegowym albumu – sygnalizując, że „Victim of Love” został nagrany na żywo przez pięciu Eagles. Wiadomość, wyryta przez Billa Szymczyka, służyła jako środkowy palec dla krytyków, którzy zarzucali im, że w studiu są zbyt kliniczni i bezduszni.
Felder sam zapewnił główny wokal na początkowych ujęciach piosenek, ale niektórzy z jego kolegów z zespołu nie byli zadowoleni z rezultatów. Don Felder, przy wszystkich swoich talentach jako gitarzysta, nie był wokalistą” – powiedział Frey w książce „The History of the Eagles”. Henley powtórzył ten sentyment. „Śpiewał to dziesiątki razy na przestrzeni tygodnia, w kółko i w kółko. To po prostu nie spełniało standardów zespołu.”
Menedżer Eagles, Irving Azoff, otrzymał zadanie przekazania mu tej wiadomości przy kolacji, podczas gdy Henley nagrywał główną partię w studiu. „To była trochę gorzka pigułka do przełknięcia. Czułem, że Don zabiera mi tę piosenkę” – powiedział Felder w filmie dokumentalnym. „Ale nie było sposobu, aby kłócić się z moim wokalem w porównaniu z wokalem Dona Henleya.”
7. Don Henley przyniósł swój własny materac do każdego hotelu podczas trasy Hotel California.
Aby zwalczyć wyczerpujące harmonogramy tras koncertowych, wiele zespołów zadaje sobie wiele trudu, aby zbliżyć się do domowych wygód podczas podróży. The Eagles nie byli wyjątkiem, nawet czarterując wyszukany prywatny odrzutowiec na swoje podróże. Jednak główny elektryk zespołu, Joe Berry, wspomina specjalną prośbę Henley’a z trasy Hotel California. „Nalegał, aby łóżko i materac w rozmiarze king-size były dostępne przez cały czas, które ekipa musiała wszędzie ze sobą ciągnąć”, powiedział Marcowi Eliotowi w książce To the Limit: The Untold Story of the Eagles. „Krawcowa z trasy koncertowej uszyła dla niego specjalny pokrowiec z uchwytami, aby ułatwić pakowanie go do ciężarówki każdej nocy. To było łóżko Dona, jeździło wszędzie.”
Henley broni tej pozornej ekstrawagancji, zwalając ją na przejmujący ból pleców zaostrzony przez nocne występy. „Kiedyś musiałem trzymać swoje ciało w takiej pozycji, że mój kręgosłup przestawał się układać,” wyjaśnił Modern Drummer. „Pomiędzy graniem na perkusji a trzymaniem ust przed mikrofonem, to naprawdę wykręcało całe moje ciało. W latach siedemdziesiątych doszedłem do punktu, w którym dosłownie nie mogłem spać.”
W tym dyskomforcie nie pomagała kiepskiej jakości pościel w ich miejscach zakwaterowania. „Hotelowe materace są okropne – najgorsza cholerna rzecz w pokoju”, powiedział Eliotowi. „Więc przyniosłem własne materace i kazałem je przewieźć wraz ze sprzętem”. Niestety, konsjerże byli mniej przychylni złym plecom Henleya. Według Berry’ego materac „ani razu nie został użyty, ponieważ żaden hotel nie pozwoliłby nam go wnieść.”
8. Okładkę nakręcił człowiek, który stoi za Abbey Road Beatlesów i Who’s Who’s Next – i prawie pozwał zespół do sądu.
Aby ożywić alegoryczny Hotel California, Eagles skorzystali z usług brytyjskiego dyrektora artystycznego Kosha (a.k.a. John Kosh), człowieka odpowiedzialnego za uderzającą okładkę albumu Beatlesów Abbey Road, Who’s Who’s Next, Rolling Stonesów Get Yer Ya-Ya’s Out! i wielu innych. Po wysłuchaniu wstępnego cięcia tytułowego utworu z albumu, otrzymał prostą instrukcję. „Don chciał, żebym znalazł i sportretował Hotel California – i to z lekko złowrogą nutą” – wspominał Kosh w 2007 roku w wywiadzie dla Rock and Roll Report.
Wraz z fotografem Davidem Alexandrem szukał odpowiednich miejsc i przygotował krótką listę. Hotel Beverley Hills na Sunset Boulevard został szybko uznany za faworyta, ale wymazanie wszystkich śladów jasnego i przestronnego wyglądu budynku, przypominającego kurort, okazało się poważnym wyzwaniem technicznym.
„Aby uzyskać idealne zdjęcie, David i ja nerwowo usadowiliśmy się na szczycie 60-stopowego dźwigu wiśniowego dyndającego nad Sunset Boulevard w godzinach szczytu, strzelając na oślep w słońce”, mówi Kosh. „Obaj wnieśliśmy nasze Nikony do koszyka i na zmianę strzelaliśmy, robiliśmy uniki i przeładowywaliśmy. Używaliśmy szybkich filmów Ektachrome, gdy światło zaczęło zanikać. Dzięki temu filmowi uzyskaliśmy niezwykłą ziarnistość końcowego ujęcia.”
Wybrane ujęcie, uchwycone w tak zwanej „złotej godzinie” tuż przed zachodem słońca, stanie się jedną z najbardziej rozpoznawalnych okładek albumów w historii rocka. Jak na ironię, większość nie rozpoznała na zdjęciu niezwykle słynnego hotelu. Kiedy w końcu rozeszła się wieść o tożsamości budynku, przedstawiciele luksusowego obiektu nie byli zbyt zadowoleni. „Gdy sprzedaż Hotelu California poszybowała w górę, prawnicy hotelu Beverly Hills grozili mi pozwem o 'zaprzestanie i zaniechanie'”, mówi Kosh, „dopóki mój prawnik nie zwrócił mi delikatnie uwagi, że prośby hotelu o rezerwacje potroiły się od czasu wydania albumu.”
9. Zespół olał Grammy, zamiast tego oglądając ich zwycięstwo z praktyki zespołu.
The Eagles byli nominowani do kilku nagród Grammy w styczniu 1978 roku, w tym do prestiżowej nagrody Record of the Year za „Hotel California,” ale Irving Azoff nie kupił linii „To zaszczyt być nominowanym!”. Pomimo ogromnej sprzedaży, wizerunek zespołu został nadszarpnięty przez prasę popularną, a on nie chciał narażać ich na jakiekolwiek upokorzenie PR-owe. Kiedy więc producent Grammy Pierre Cossette poprosił Eaglesów o występ podczas 20. dorocznej ceremonii, Azoff podobno odmówił. Jedynym sposobem na to, by zespół zagrał – lub nawet wziął udział w ceremonii – było zagwarantowanie, że „Hotel California” zdobędzie nagrodę.
Gdy Eagles’ ostatecznie wygrał, gospodarz Andy Williams pozostał stojąc oczekiwanie, haplessly czekając na kogoś, aby przyjść do przodu i przyjąć honor. Azoff pośpiesznie wydał oświadczenie, że zespół jest w Miami i pracuje nad nowym albumem, kończąc je lekceważącym „To jest przyszłość, to jest przeszłość”. Gitarzysta Timothy B. Schmit powiedział później, że oglądali transmisję w trakcie próby zespołu. Jeśli byli rozczarowani, że nie było ich tam, by osobiście przyjąć nagrodę, nie okazali tego. Nie przemawia do nas idea konkursu, który ma pokazać, kto jest 'najlepszy'” – powiedział Henley gazecie „The L.A. Times”.
10. Producent stojący za Taxi Driver i Close Encounters of the Third Kind chciał przekształcić „Hotel California” w film.
„Kiedy pomyśleliśmy o tej piosence 'Hotel California’, zaczęliśmy myśleć, że byłoby to bardzo filmowe zrobić to coś w rodzaju The Twilight Zone” – zastanawiał się kiedyś Frey w wywiadzie radiowym dla BBC 2. „W jednej linijce jest facet na autostradzie, a w następnej w oddali widać hotel. Potem pojawia się tam kobieta. Potem on wchodzi do środka. … Więc to są pojedyncze strzały, wszystkie jakby połączone razem, a ty wyciągasz z tego własne wnioski.”
Filmowa jakość piosenki przyciągnęła uwagę Julii Phillips, która zapisała się w historii w 1974 roku, stając się pierwszą kobietą producentem, która zdobyła Oscara za film Paula Newmana i Roberta Redforda Żądło. Później pojawiły się kolejne hity kinowe, w tym Taksówkarz i Bliskie spotkania trzeciego stopnia, a pod koniec dekady zajęła się adaptacją przeboju Eaglesów. Pierwsze spotkanie z Azoffem doprowadziło do zawarcia wstępnej umowy, ale stosunki z nim stały się chłodne, kiedy zapytała go o szczegóły procesu o prawa autorskie do piosenki, który zespół wytoczył swojemu byłemu menadżerowi Davidowi Geffenowi i Warner Bros. Records.
Bez względu na prawdę, umowa filmowa była martwa w wodzie. Podobnie jak nie pojawienie się na Grammy, zespół nie był tym szczególnie zmartwiony. „Nie bardzo chcieli, żeby 'Hotel California’ stał się filmem,” przyznał Eliotowi jeden z współpracowników zespołu. „Byli podejrzliwi w stosunku do biznesu filmowego. W końcu o to właśnie chodziło w 'Hotelu California’. Pamiętam, że od pierwszego dnia Henley wydawał się bardzo niechętny. Jako maniak kontroli, którym jest, czuł, że nigdy nie będzie w stanie kontrolować procesu powstawania filmu i bał się, że to, co uważał za swoje najlepsze, najbardziej osobiste dzieło, zostanie zredukowane do poziomu sitcomu.”