Symfonia Patetyczna, pseudonim VI Symfonii h-moll op. 74, ostatniej kompozycji Piotra Czajkowskiego. Nazywana przez kompozytora „Symfonią namiętną”, po jego śmierci została błędnie przetłumaczona na język francuski, przez co zyskała tytuł, pod którym odtąd była znana – Pathétique (czyli „wzbudzająca litość”). Symfonia miała swoją premierę 28 października 1893 roku, według współczesnego kalendarza, choć w Rosji obowiązywał wówczas jeszcze stary, według którego data ta przypadała na 16 października. Było to ostatnie dzieło kompozytora; dziewięć dni później zmarł, a obserwatorzy długo spierali się, czy często ponury charakter utworu odzwierciedlał ówczesny stan emocjonalny samego Czajkowskiego.
Symfonia nr 6 Czajkowskiego na zawsze kojarzy się z tragedią jego nagłej śmierci. W ostatnim roku życia, 1893, kompozytor rozpoczął pracę nad nową symfonią. Szkice pochodzą już z lutego, ale prace postępowały powoli. Podróże koncertowe do Francji i Anglii oraz uzyskanie doktoratu z muzyki w Cambridge skracały czas przeznaczony na komponowanie. I tak, choć Czajkowski potrafił komponować szybko, gdy muza mu sprzyjała, dopiero pod koniec sierpnia udało mu się ukończyć nowe dzieło. Jego premiera, z samym kompozytorem na podium, odbyła się w Petersburgu dwa miesiące później, 28 października.
Praca wydawała się niezwykle ponura, zwłaszcza w finale, który, zarówno w tempie i dynamice, zanika w nicość. Brat Czajkowskiego, Modest, zasugerował wówczas, że dzieło powinno być nazwane francuskim słowem „pathetique”, oznaczającym melancholię, i Czajkowski podobno się z tym zgodził, ale jeśli Modest lub ktokolwiek inny pofatygował się, by zapytać o przyczynę ponurego nastroju symfonii, odpowiedź Czajkowskiego przepadła. Jego jedyny zapamiętany komentarz o nowym utworze to: „Bez przesady, włożyłem w to dzieło całą moją duszę.”
Dziewięć dni później, 6 listopada, kompozytor nie żył. Jego rodzina obwiniała cholerę, ale oświadczenia lekarzy były sprzeczne, a przyjaciele byli sceptyczni. Cholera, upierali się, była chorobą biednych, prawie niespotykaną wśród wyższych sfer. Z pewnością Czajkowski wiedziałby, jak się przed nią uchronić. Ponadto, jak zauważył w swoich wspomnieniach przyjaciel i współpracownik kompozytora, Rimski-Korsakow, wysoce zaraźliwa natura cholery uniemożliwiłaby ceremonię otwartej trumny, która rzeczywiście miała miejsce. Dlaczego, pytał Rimski, żałobnikom wolno było pocałować zmarłego na pożegnanie? Na to pytanie rodzina Czajkowskiego stanowczo milczy.
W tym czasie tajemnica pozostawała nierozwiązana. Jednak dowody, które wyszły na jaw w 1978 roku sugerują, że Czajkowski spędził swoje ostatnie miesiące zrozpaczony ledwo ukrywanym skandalem w swoim życiu osobistym. Homoseksualizm, który przez całe dorosłe życie starał się ukryć, miał wkrótce wyjść na jaw. Niektórzy sugerują, że popełnił samobójstwo w nadziei, że zakończenie jego życia uciszy również plotki. Jest to całkiem możliwe, gdyż głębokie depresje były u niego na porządku dziennym. Co więcej, już wcześniej co najmniej raz próbował popełnić samobójstwo. Być może była to kolejna próba, która również miała zakończyć się niepowodzeniem, ale zamiast tego tragicznie się powiodła.
Substancjalnie najdłuższa z czterech części symfonii, otwierająca Adagio – Allegro non troppo rozpoczyna się trzeźwym tematem prezentowanym przez fagot solo i kontrabasy; rozpocząwszy w najniższym zakresie orkiestry, Czajkowski zapewnia, że słuchacze uchwycą powagę, którą zdaje się mieć na myśli. Później następują szybsze tempa i większa dynamika, a także delikatnie rapsodyczny temat smyczkowy, choć frazy zapożyczone z rosyjskiego prawosławnego requiem jeszcze bardziej wzmacniają złowieszczy charakter muzyki.
Druga część Allegro con grazia jest wdzięcznie taneczna, choć będąc w nieregularnie stosowanym metrum 5/4, głęboko rozwścieczyła konserwatywnych obserwatorów, którzy najwyraźniej woleliby coś bliższego walcowi. Jednak te strony niemal przerywanego uniesienia służą doskonale do zrównoważenia bardziej ponurych napięć części pierwszej.
W trzeciej części, Allegro molto vivace, Czajkowski rozpoczyna scherzo-podobnym łoskotem smyczków i instrumentów dętych drewnianych, przerywanym niekiedy śmiałym marszem. Stopniowo marsz ten przejmuje inicjatywę, dostarczając najbardziej jawnie optymistycznych nastrojów w całej symfonii. Prowadząc do akordu zamykającego część, zaskakuje czasem nieuważnych słuchaczy wybuchami aplauzu, w błędnym przekonaniu, że to musi być koniec całego dzieła.
I rzeczywiście, zakończenie z ekscytacją byłoby typowym sposobem budowania symfonii, ale nie to miał na myśli Czajkowski. Jego Finale: Adagio lamentoso – Andante oferuje powolne tempa, długie frazowanie i intensywne muzyczne westchnienia i szlochy. Dla każdej frazy, która wznosi się, trzy więcej spadają w rozpaczy, i to jest w najbardziej żałobny z nastrojów, że symfonia zanika do jego zamknięcia.
Muzykolodzy z psychologicznymi skłonnościami próbowali powiązać możliwość samobójstwa z faktem ponurej symfonii. Widzą oni paralele między narastającym niepokojem kompozytora a gasnącym zakończeniem symfonii. Z pewnością inni kompozytorzy pisali symfonie w tonacji molowej, nie odbierając sobie życia, ale zazwyczaj oczekiwano, że symfonia, nawet ta w tonacji molowej, zakończy się energią, jeśli nie optymizmem. A jednak ostatnia symfoniczna wypowiedź Czajkowskiego powoli rozpływa się w coraz głębszym mroku. Niektórzy sugerują, że jest to muzyczny głos samobójczej depresji.
Jednakże taka analiza pomija pewien fakt historyczny. Czajkowski rozpoczął pracę nad utworem prawie rok przed premierą, na długo przed pojawieniem się plotek na ten temat. Napisał wówczas do swego siostrzeńca, że nowa symfonia zakończy się czymś, co nazwał „adagiem o znacznych rozmiarach”, co z pewnością jest sposobem, w jaki dzieło ostatecznie się kończy. Jeśli ta kompozycja jest dowodem niespokojnego umysłu, to taki nastrój utrzymywał się przez wiele miesięcy. Bardziej prawdopodobne jest to, że symfonia była po prostu ostatecznym wyrazem trwającej całe życie obsesji Czajkowskiego na punkcie mrocznych emocji.