Niemniej jednak podjęcie takiego tematu wiązało się z pewnymi szczególnymi problemami i wyzwaniami. Eysenck tak bardzo podzielił swoją publiczność i swoich rówieśników, że uprzywilejowany, pojedynczy punkt widzenia wydawał się niemożliwy. Ja jednak postrzegałem tę rozbieżność opinii jako całkowicie fascynującą, wręcz domagającą się wyjaśnienia. I traktując to wszystko poważnie – nawet najbardziej bałwochwalcze i pikantne ekstrema – miałem nadzieję uniknąć oskarżeń, że jest coś w człowieku, którego unikam. Legendarny PR wspomnień Eysencka wzmocnił jeden koniec tego spektrum opinii. Stanowiły one rodzaj dialogicznej folii do porównania z bardziej sceptycznymi relacjami i ogólnym zapisem historycznym.
Człowiek publiczny
Jeśli o ludziach można powiedzieć, że mają publiczne życie zawodowe, osobiste życie prywatne i wewnętrzne życie intelektualne, to moja uwaga skupiała się w dużej mierze na publicznym człowieku zawodowym. Eysenck ujawnił jedynie strategiczne elementy swojego prywatnego życia osobistego, a jego najbliższa rodzina zachowała tę postawę, nie zachowując jego dokumentów osobistych. Sam ten fakt wydawałby się ogromną przeszkodą dla każdej nowej biografii, ale pod pewnymi względami był dość wyzwalający. Uwolniło mnie to od obowiązku śledzenia osobistych aspektów historii mojego tematu w ściśle określonych, jeśli nie autoryzowanych, warunkach i ograniczyło moje zobowiązania do pisania dobrej historii. Wciąż pozostawało wiele do zrobienia w zakresie badań archiwalnych, ponieważ znaczna część korespondencji Eysencka, protokołów spotkań, propozycji badawczych zachowała się, rozproszona w różnych kolekcjach na całym świecie i w sieci. Biorąc jednak pod uwagę, że Eysenck jako naukowiec i publiczny intelektualista poruszał się w tak szerokim zakresie, w domenie publicznej było aż nadto miejsca na kilka książek. Był człowiekiem, który praktycznie obrócił się na zewnątrz: prawie każdy pomysł, przeczucie lub połowiczna myśl została wyrzucona na zewnątrz, włączona do prezentacji, papieru, odpowiedzi, listu lub książki.
Robiąc to po swojemu
Pomimo banerów prasowych i telewizyjnych, Eysenck był w rzeczywistości intensywnie nieśmiałą, nieco zdystansowaną postacią. Niełatwo wdawał się w pogawędki, wolał rozmawiać o pracy na spotkaniach towarzyskich. Nigdy nie był zwolennikiem niewdzięcznej pracy w komitetach i zadań organizacyjnych, nigdy też nie pasował do istniejących stowarzyszeń, woląc tworzyć własne. Miał jednak w sobie żyłkę rywalizacji, która napędzała jego ogromną produktywność. Traktował naukę jak grę i grał tak, by wygrać. Intelektualna debata była dla niego rodzajem sportowego pojedynku. Eysenck i kontrowersja były więc naturalnym małżeństwem. Kontrowersyjne kwestie dawały mu możliwość pokazania swoich olśniewających umiejętności retorycznych, afirmując przy okazji ściśle kontradyktoryjny model nauki. To była raczej gra niż blask fleszy, od którego był uzależniony.
Eysenck nigdy nie poszedł na kompromis w kwestii prostoty swoich trzech wymiarów jako wystarczających do opisania podstawowej struktury osobowości. Jednakże jego próba pogodzenia dwóch szkół Cronbacha – psychologii eksperymentalnej i korelacyjnej – spotkała się z obojętnością graniczącą z wrogością. Chociaż mógł mieć siłę intelektualną i zasięg dyscyplinarny, aby przełamać tak zakorzenione bariery, jego partyzancki, nie pojednawczy styl działał na jego niekorzyść.
Te osobiste skłonności również w pewien sposób wyjaśniały, dlaczego Eysenck przyciągał tak wiele wrogości i oszczerstw. Ci, którzy znaleźli się na niewłaściwym końcu jego pióra lub języka, porównywali Eysencka do prokuratorskiego prawnika, selektywnie gromadzącego fakty na rzecz preferowanego punktu widzenia. Co więcej, niewiele zrobił, by ukoić zranione ego, niewiele, by wyjaśnić wątpliwości. Jeśli niektórzy uważali go za potwora, to był on potworem stworzonym przez samą dyscyplinę. Dominował w epoce, w której szybkie publikacje i statystycznie istotne wyniki były na porządku dziennym. Eysenck odpowiednio się do tego przystosował. Mając do dyspozycji armię studentów podyplomowych, mógł sobie pozwolić na większą selektywność niż większość, tworząc prace empiryczne i długie jak książka integracje teoretyczne według własnego uznania. Replikacja, korekta i rewizja były mniej nagradzane i często musiały czekać.
Jak na kogoś pozornie tak bezwzględnego, Eysenck był również dość ufny. Dawał niemal bezwarunkową lojalność i inspirował ją w zamian. Ale jego lojalność nie zawsze była dobrze ulokowana, ponieważ angażował się w sprawy i współpracowników, których nikt inny by nie chciał. Coraz bardziej przywiązany do przeszłości i heterodoksyjnych stanowisk, zapędził się w kilka narożników. Prawdopodobnie najlepszym tego przykładem było jego uporczywe zaprzeczanie rakotwórczym skutkom palenia tytoniu. Eysenck utrzymywał, że papierosy powinny być traktowane z przymrużeniem oka, pomimo coraz większej liczby dowodów. W ciągu kilkudziesięciu lat Eysenck otrzymał jednak miliony funtów od amerykańskiego przemysłu tytoniowego, z czego tylko część została zadeklarowana w tamtym czasie. Archiwalne magazyny napędzane procesami sądowymi umożliwiły zbadanie, jak głęboko sięgał ten związek. Kontrowersyjne badania epidemiologiczne Ronalda Grossarth-Maticka były, jak miał nadzieję Eysenck, ostatecznym powrotem – ponieważ sugerowały, że głównym winowajcą są psychospołeczne czynniki osobowościowe. Eysenck niestrudzenie kontynuował i promował te badania w latach 80. i 90. w obliczu ogromnego sceptycyzmu. Podczas gdy Eysenck zawsze odpierał krytykę, jego pewność co do własnej niezależności nie była podzielana przez wielu obserwatorów, podobnie jak jego obojętność na kwestie konfliktu interesów i nadzoru etycznego.
A co z kwestią rasy i IQ? Kontrowersje z pewnością odcisnęły swoje piętno na Eysencku, bardziej niż był gotów przyznać. Wciągnięta w nią po części z lojalności, a po części jako rodzaj wyzwania dyskusyjnego, kontrowersja ta jak żadna inna mieszała w sobie aspekty naukowe, polityczne i społeczne. Być może, aby wyjaśnić jego motywacje, trzeba by cofnąć się do dzieciństwa, bo właśnie to zrobił. W czasie kontrowersji Eysenck wykorzystał swoje doświadczenia z przedwojennego Berlina, aby wzmocnić swoje antyfaszystowskie referencje. Zachowane dość skąpe zapiski z tego okresu malują złożony, lecz niekompletny obraz, ale wystarczyły, by niektóre z jego twierdzeń wydały się nieco naciągane. Jego dzieciństwo dało również wgląd w jego niechęć do polityki i wiarę w nadrzędną siłę nauki. Dziś, w epoce mapowania genomów, wszystko to ma jakość sepii. Niektóre, choć nie wszystkie, gorące kwestie ucichły wraz z pojawieniem się bardziej warunkowych odpowiedzi na dychotomię natura/ wychowanie. Stare polityczne pewniki również zostały zmącone. Wraz z dominacją wyrafinowanych technik biogenetycznych w naukach neurobiologicznych i nie tylko, konserwatywny natywizm Eysencka – tak bardzo przeciwny w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych – wygląda teraz zarówno na surowszy, jak i bardziej aktualny.
W trakcie doprowadzania Playing with Fire: The Controversial Career of Hans J. Eysenck do druku w Wielkiej Brytanii dowiedziałem się wiele o tym, co Simon Singh opisał jako najbardziej wrogie prawo zniesławienia na świecie. To jednak inna historia – ta należy do Eysencka. Playing with Fire to próba przedstawienia pełnej i szczerej relacji z kariery tego nieprzejednanego kontrowersjonisty, człowieka, którego uwielbiali nienawidzić.
– Nota redaktora: Recenzja książki Michaela Eysencka Playing with Fire znajduje się w numerze z września 2010 roku.
Roderick D. Buchanan jest pracownikiem School of Historical and Philosophical Studies, University of Melbourne: