„SŁODKA CHARYTATA”, filmowa adaptacja broadwayowskiego musicalu, została tak powiększona i tak nadmuchana, że stała się kolejnym maksymalnym filmem: długą, hałaśliwą i w końcu niewyraźną imitacją swojego materiału źródłowego. W sposób, w jaki dzieje się to w przypadku wielu adaptacji przebojowych przedstawień, przywołuje on sceniczną produkcję z pewnym uczuciem, ale bez jakiegokolwiek poczucia tego, co sprawiło, że stała się ona hitem i potencjalnie wartościowym materiałem filmowym. „Słodka miłość”, której benefisowe otwarcie odbyło się wczoraj wieczorem w Rivoli, jest również filmem nawiedzonym przez obecność niewidzialnej gwiazdy, Gwen Verdon, która zagrała tytułową rolę w broadwayowskim przedstawieniu, które zostało stworzone specjalnie dla niej. Aby zagrać w filmie gospodynię dancehallu, Shirley MacLaine przefarbowała włosy na pomarańczowo, nałożyła szminkę szpatułką, wytatuowała sobie ramię i ćwiczyła przy barze. Choć często przypomina pannę Verdon, nigdy nie udaje jej się odtworzyć ekscentrycznej linii, która nadawała spójność oryginałowi. Panna MacLaine potrafi być czasem bardzo komiczna, ale jest nudną, bezkształtną tancerką, zwyczajną piosenkarką i aktorką niezdolną do zarejestrowania – na zewnątrz – sprzecznych, zabawnych wewnętrznych niepokojów. Kiedy wymaga się od niej, by była żałosna, jest jak wymykający się spod kontroli myśliwiec odrzutowy, dziko przechylający się przez barierę dźwięku, która oddziela patos od batożku i zapomnienia.Odizolowane w „Słodkiej miłości” są momenty, które sugerują, że Bob Fosse, który wyreżyserował i stworzył choreografię do filmu, tak jak zrobił to w spektaklu, mógłby stworzyć pomysłowy musical, gdyby on (lub producenci) czuli się mniej zmuszeni do zrobienia dużej, 70-mm. produkcji z uznaną, ale zasadniczo źle obsadzoną gwiazdą.Po niepewnym początku, w którym Fosse bezskutecznie stara się znaleźć kinowy odpowiednik oszczędnego, niemal kreskówkowego stylu spektaklu, film na krótko odnajduje własną tożsamość w dowcipnym, groteskowym numerze zatytułowanym „Hej, Big Spender”.”Stojąc przy barierce sali balowej Fan-Dango, ich włosy natapirowane do granic szaleństwa, ich twarze są karykaturami filmowego powabu, dziewczyny tańczące za grosze stają się rodzajem greckiego chóru, komentującego wszechświat grający w pinballa, podczas gdy one same poruszają swoimi dumnymi, zmęczonymi ciałami. Muzyka ma mocny rytm, ruchy taneczne są taktowne i wężowe, a kamera ustanawia punkt widzenia. Nie ma poczucia – jak to ma miejsce w tak wielu filmowych musicalach – że tancerze występują w limbo bez publiczności. Po tym szybko następuje kolejna świetna scena, „The Rich Man’s Frug”, wykonywana przez tancerzy w cudownie wulgarnym Pompeiian Club, będącym kompozycją wszystkich przesadzonych, wielkości koloseum klubów nocnych, jakie kiedykolwiek widziano w filmach. „Wow!” mówi Charity. „Czy to miejsce roi się od celebrytów! Jestem tu jedyną osobą, o której nigdy nie słyszałam!”. Na scenie „Słodka Charity” była triumfem teatralnego stylu nad treścią, gwiazdorskim pojazdem zmontowanym z jasnych przedmiotów, znalezionych i pożyczonych. Książka Neila Simona była bardzo swobodną adaptacją „Nocy Cabirii” Felliniego. Partytura Cy Coleman-Dorothy Fields była dobra, wtórna, broadwayowska. Inscenizacja Fosse’a, która definiowała spektakl jako fantazję, nie wahała się włączyć do niego tego, co nieistotne, jeśli było zabawne (a więc w efekcie natychmiast istotne). Dominującym tematem była sylwetka – figuratywna i dosłowna – gwiazdy. O ile pamiętam, spektakl otwierała prosta jak bajka, dziwaczna, lekko przygarbiona postać panny Verdon zarysowana na różowej psychoramie.Bajeczna „Sweet Charity” z łatwością poruszała się poprzez absurdalne, pełne nadziei przygody swojej anachronicznej bohaterki, dziwki o złotym sercu, eufemistycznie przekształconej w taksówkarkę (w epoce, która już nie wymaga takich eufemizmów). Charity, porzucona przez swojego chłopaka, którego utrzymywała w jedwabnych garniturach za 79 dolarów, marzy o poważaniu jako asystentka technika dentystycznego. Jest jednak skazana na zakochiwanie się w nieudacznikach, z których najbardziej obiecujący, nieśmiały ubezpieczyciel, rzuca ją w biurze licencji małżeńskiej. Mimo prób wykorzystania formy filmowej (nieruchome zdjęcia w montażu, fotografia poklatkowa, monochromatyczny materiał filmowy), film na przemian staje się boleśnie dosłowny i samoświadomie filmowy. Panna MacLaine od czasu do czasu przybiera pozę rozkapryszonej jędzy, ale w czterościennej Sali Rekordów sugeruje to kogoś z problemem kostnym, a nie podejściem do życia. „I’m a Brass Band??? Szalony okrzyk triumfu Charity, kiedy otrzymuje propozycję małżeństwa, staje się numerem produkcyjnym na miarę „Wojny i pokoju”, nakręconym na prawdziwym, karkołomnym tle Lincoln Center, Brooklyn Bridge i Wall Street.Wszystkie numery produkcyjne panny MacLaine trwają zbyt długo, są przesadnie ograne i są tak pracowicie cięte, od jednego kąta kamery do drugiego, że wydaje się, iż ich celem jest przykrycie braku trwałego talentu. Nie zatrzymują spektaklu, tylko hamują jego ruch. To nie przypadek, że najlepsze numery – „Big Spender”, „Rich Man’s Frug” i „Rhythm of Life”, specjalność Sammy Davis Jr. jako włączony ewangelista – całkowicie wykluczają gwiazdę, lub stawiają ją w roli drugoplanowej.W zależności od poziomu tolerancji, te trzy numery mogą być warte ceny wstępu. Istnieją również pewne peryferyjne, ale prawdziwe radości w występach pomocniczych-Ricardo Montalban jako włoski gwiazdor filmowy, który zabiera Charity do domu na noc miłości, którą czyni innej dziewczynie, podczas gdy Charity jest zamknięta w szafie; Chita Rivera i Paula Kelly, jako współlokatorki Charity; John McMartin, jako narzeczony, który ucieka, i Stubby Kaye, pulchne wspomnienie z „Chłopców i lalek”, jako kierownik sali balowej Fan-Dango.Film rozpoczyna dziś zaręczyny z zarezerwowanymi miejscami.

RecenzjaSWEET CHARITY, scenariusz Peter Stone, na podstawie sztuki Neila Simona, Cy Colemana i Dorothy Fields; reżyseria i choreografia Bob Fosse i produkcja Robert Arthur; prezentowany przez Universal Pictures. W Rivoli Theater, Broadway i 49th Street. Czas trwania: 157 minut.Charity . . . . . . Shirley MacLaineOscar . . . . John McMartinVittorio . . . . . Ricardo MontalbanBig Daddy . . . Sammy Davis Jr.Nickie . . . . . Chita RiveraHelene . . . . Paula KellyHerman . . . . . Stubby KayeUrsula . . . Barbara Bouchet

.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.