: If you feel bad
I don’t think I’ve ever been truly happy at any point in my life. Nawet chwilowo. Nie sądzę, żeby mój nastrój się zmieniał. Ostatnio po prostu wydaje mi się, że nie mogę się z niczym rozluźnić, nie ma żadnej ulgi. Staram się nie trzeźwieć przez cały weekend, żeby mieć spokojną głowę, ale jak tylko zaczynam trzeźwieć, to wszystko znowu mnie uderza i po prostu nie chcę tu być. Jestem tak wrodzenie niezadowolony z wszystkiego. Mam poczucie humoru, umiem się śmiać z różnych rzeczy. Bardzo się staram, żeby nie drenować innych wokół siebie. Ale nie jestem szczęśliwy. Mam pracę, uczęszczam do szkoły, nigdy nie musiałam i nie będę musiała martwić się o pieniądze. Jestem samotna, ale nie sądzę, żeby to był czynnik, który się do tego przyczynił. Zdaję sobie sprawę, że nie jestem teraz w takim miejscu w moim życiu, ani w moim wieku, żeby szukać kogoś znaczącego. Gdybym mógł mieć wszystko po swojemu, spędzałbym każdą sekundę mojego dnia na słuchaniu naprawdę dziwnej muzyki, której wiem, że moi przyjaciele nie doceniają, na pieprzonym haju. To jedyny czas, kiedy jestem spokojny, a czuję, że muszę być na haju bardziej niż kiedykolwiek, żeby się utrzymać. Nie wiem co robić, naprawdę czuję się zagubiony w swoim negatywnym nastawieniu. Mam rodzinę, przyjaciół, nie jestem antyspołeczny. Robię blisko nienawidzę prawie każdej ludzkiej interakcji , którą mam. Nie lubię przebywać w pobliżu mojej rodziny, nie lubię rozmawiać, nie mogę tolerować większości ludzi, chyba że nie jestem trzeźwy. Po prostu nie wiem, co robić. Nie wiem, jak długo powinienem żyć w depresji, aż w końcu, kurwa, pęknę i zrobię coś śmiesznego. Nie wiem, po co żyję. Jeśli ktoś zapytałby mnie „co trzeba zrobić, żebyś był szczęśliwy”, nie potrafiłbym udzielić mu odpowiedzi. Doświadczyłam wszystkich emocji i przeżyłam o wiele więcej niż przeciętna osoba w moim wieku, mam świadomość, że też jestem do przodu, ale jestem po prostu nieszczęśliwa. I nie umiem się cieszyć z niczego dłużej niż przez sekundę. Wydaje mi się, że czuję się też samotny. Wydaje mi się, że nie potrafię się z nikim związać. Nie rozmawiam z nikim o niczym osobistym ani prawdziwym, nie potrafię znaleźć powodu, żeby im o tym powiedzieć. Wiem, że nie obchodzi ich to, co robię. Mam wrażenie, że gdybym poskarżył się komuś na to, jak się czuję, odpowiedziałby mi z obowiązku, a nie z chęci. Ludzi nie interesuje to, co ja robię. Widzę to w nich, widzę to w moim życiu. Mam przyjaciół, którzy ciągle mnie zapraszają, ale to tylko po to, żeby się najebać. Nie mam żadnych prawdziwych relacji z nikim, o niczym. Czuję się powierzchowny, fałszywy. Mam wrażenie, że ciągle się ukrywam, a kilka osób, które pojawiły się w mojej skorupie, albo mnie odrzuciło, albo ja ich tam nie chciałem. Więcej niż jedna osoba powiedziała mi, że lubię trzymać świat na dystans, a ja myślę o tym prawie codziennie, ale nie mogę się zdecydować, czy to ja trzymam tam świat, czy wszyscy trzymają tam mnie. Czuję się tak okropnie nierelatywna, a kiedyś byłam bardzo popularna w szkole. Czuję się samotna w tym sensie, że nie ma ludzi takich jak ja, a nie, że rażąco nie ma ludzi. I po prostu nie wiem, co robić i co czuć. Wszystko, co mówię lub chcę powiedzieć ludziom, brzmi tak źle, gdy się ujawniam. Moi przyjaciele muszą wiedzieć, że coś się ze mną dzieje. Wielu z nich już nie raz mówiło o tym, że jestem w złym nastroju. Nigdy, przenigdy nie dbali o to, żeby zapytać lub sprawdzić, czy coś jest ze mną nie tak. Czuję, że nie było mi pisane urodzić się tutaj, ani żyć tym życiem i naprawdę chciałabym być idiotką, która jest zadowolona ze wszystkiego, naprawdę ignorantką, której nic nie obciąża. Nie wiem dlaczego w ogóle jestem na reddicie pisząc o tym. Tak naprawdę nie mam innej mediany, żeby cokolwiek wyrazić. Nie spodziewam się, że ktoś to nawet przeczyta w całości, ale chyba to jest katartyczne.
TL;DR: Jestem nieszczęśliwy i samotny, ale mam wszystko, o co człowiek mógłby poprosić, i nie wiem, dlaczego jestem nieszczęśliwy lub co mógłbym kiedykolwiek zrobić, aby to zmienić.
Edit: Nie opisałbym siebie jako przygnębionego. Po prostu uważam, że jestem nierelatywna w sensie tego kim jestem, co mnie kręci i jaka jest moja osobowość. Nigdy w życiu nie spotkałem kogoś, kto byłby blisko mnie. Jestem w zawieszeniu. Większość moich przyjaciół to imprezowicze, którzy tak naprawdę nie mają wiele innego do roboty, mam też kilku mniej popularnych przyjaciół, ale ja jestem gdzieś pośrodku. Nie wiem. Mam bardzo silny typ osobowości i to czy ludzie mnie lubią czy nie nie jest problemem, problemem jest to, że ja ich nie lubię. Jestem po prostu pusta – nie smutna, nie przygnębiona, tylko trochę zdruzgotana rzeczywistością tego, jak samotny jest świat.