Bóg istnieje wszędzie i zawsze. Jest wieczny i wszechobecny. I nie tylko jest obecny wszędzie, ale jest wszędzie, ścigając nas. Jest łowcą, królem, mężem, zbliżającym się do nas z nieskończoną prędkością. Centralnym elementem wizji życia chrześcijańskiego C.S. Lewisa jest podstawowy fakt, że zawsze jesteśmy w Bożej obecności i pogoni.
Ten podstawowy fakt dotyczący rzeczywistości daje podstawowy wybór. Możemy albo objąć i przyjąć tę rzeczywistość, poddając się temu wiecznemu, wszechobecnemu i dążącemu Bogu, albo możemy na próżno próbować ukryć się przed Nim, oprzeć się Jego zalotom, odrzucić Jego ofertę. Tak więc, choć prawdą jest, że zawsze jesteśmy w Bożej obecności, to równie prawdziwe jest to, że jesteśmy nieustannie wzywani, aby wejść w Bożą obecność, aby się przed Nim odsłonić.
„Wszyscy jesteśmy gorsi, niż nam się wydaje”.
Głównym elementem tego odsłonięcia jest wyznanie naszych grzechów. Jeśli chcemy wejść w Bożą obecność, musimy przyjść szczerze. Musimy przyjść takimi, jakimi jesteśmy. A to, czym jesteśmy, jest wiązką grzechów, obaw, potrzeb, pragnień i niepokojów, więc nasza szczerość i odsłonięcie się musi zawierać wyznanie grzechów.
Lewis jest świadomy, że wyznanie grzechu jest trudne i obarczone niebezpieczeństwem. Dlatego w wielu miejscach udziela rad na temat niebezpieczeństw i pułapek związanych z wyznawaniem grzechów.
Strzeż się niejasnej winy.
Jedną z głównych przeszkód w odsłonięciu się przed Bogiem jest niejasna chmura winy, która często wisi nad nami. A niejasna wina jest szczególnie kłopotliwa. Nie można bowiem pokutować za niejasne grzechy, można jedynie pokutować za prawdziwe. A wszystkie prawdziwe grzechy są grzechami szczegółowymi.
To oznacza, że jeśli znajdziesz się we mgle niejasnego poczucia winy, zacznij od poproszenia Boga, aby pokazał ci szczegóły. Przebij się przez dym, aby zobaczyć, czy naprawdę gdzieś tam jest ogień.
Jeśli to zrobisz i okaże się, że nie jesteś w stanie odkryć żadnego konkretnego grzechu pod mglistym poczuciem winy, nie czuj się zmuszony do grzebania w tym, dopóki tego nie zrobisz. Zamiast tego potraktuj winę jak niejasny szum w uszach – coś, co trzeba znieść, ponieważ nadal starasz się odsłonić w Bożej obecności (Lewis, Listy do Malcolma, 34).
Wyznaj swoje grzechy szybko i konkretnie.
Czasami nasza niechęć do odsłonięcia się jest napędzana przez fakt, że jesteśmy winni i dokładnie wiemy dlaczego. Wiemy, na czym polega wina, i staramy się uniknąć skazania. W takich chwilach często czujemy, że Bóg stoi i patrzy, jak się ociągamy, tańczymy i wymyślamy wymówki, i mówi do nas: Wiesz, że tracisz tylko czas.W takich przypadkach najlepszym rozwiązaniem jest proste. Jeśli w twoim życiu jest jakiś konkretny grzech, wyznaj go Bogu, jasno, uczciwie i szczerze, bez używania eufemizmów (Lewis, „Nieszczęśni przestępcy”, w: Bóg w dołku, 124).
To oznacza używanie biblijnych słów na określenie grzechów. „Skłamałem”, a nie „Nie byłem całkiem uczciwy”. „Ukradłem”, a nie „użyłem czegoś bez pytania”. „Pożądałem w moim sercu. Popełniłem niemoralność seksualną. Zazdrościłem innej osobie lub pożądałem jej darów. Jestem pełen goryczy i nienawiści do tej osoby w szczególności. Jestem nadęty i arogancki. Jestem pełen niepokoju i strachu. Nie ufam Bogu w kwestii przyszłości”. W ten sam sposób, w jaki nie możesz naprawdę wyznać niejasnych grzechów, nie możesz niejasno wyznać prawdziwych grzechów.
Poproś Boga o przebaczenie, a nie o usprawiedliwienie.
Często, kiedy prosimy Boga o przebaczenie, tak naprawdę prosimy Go o usprawiedliwienie nas. Ale według Lewisa, przebaczenie i usprawiedliwienie są niemal przeciwieństwami (Lewis, „O przebaczeniu”, w: Ciężar chwały i inne przemówienia, 178-181). Przebaczenie mówi: „Uczyniłeś złą rzecz; mimo to nie będę miał ci tego za złe”. Usprawiedliwianie mówi: „Widzę, że nie mogłeś nic na to poradzić lub nie chciałeś tego; tak naprawdę nie byłeś winien”. Dlatego też, usprawiedliwienie kogoś oznacza wypuszczenie tej osoby z rąk, ponieważ tak naprawdę nie należała ona do winnych w pierwszej kolejności. Odmawiamy obwiniania kogoś za coś, co nie było jego winą na początku.
„Proś Boga, aby ci przebaczył, a nie usprawiedliwił.”
Jeśli chodzi o Boga, Lewis zauważa: „To, co nazywamy 'prośbą o Boże przebaczenie’, bardzo często naprawdę polega na proszeniu Boga o zaakceptowanie naszych wymówek.” Chcemy, by pamiętał o okolicznościach łagodzących, które doprowadziły nas do tego, co zrobiliśmy. Odchodzimy „wyobrażając sobie, że żałowaliśmy za grzechy i otrzymaliśmy przebaczenie, podczas gdy wszystko, co naprawdę się stało, to zadowolenie się naszymi własnymi wymówkami.”
Gdy szukamy Bożego przebaczenia, musimy odłożyć na bok wymówki i przerzucanie winy. Jeśli istniały okoliczności łagodzące, Bóg jest ich bardziej świadomy niż my. To, czego się od nas wymaga, to odnalezienie tego, co pozostało po usunięciu wszystkich okoliczności, tej małej kulki grzechu, która stwardniała jak rak. To jest to, co mamy przynieść Bogu. To jest to, co On musi (i będzie) przebaczać.
Nie obozuj w szambie.
Niektórzy chrześcijanie uważają, że jednym z głównych znaków wzrostu chrześcijańskiego jest stałe i trwale przerażone postrzeganie własnego wewnętrznego zepsucia (Listy do Malcolma, 98). Nozdrza prawdziwego chrześcijanina muszą być nieustannie wyczulone na wewnętrzny smród. Czujemy, że wierność wymaga rozbicia namiotu przy ciemnych jaskiniach i oślizgłych bagnach naszych serc.
Lewis uważa, że to zły pomysł. Ale to nie jest zły pomysł, ponieważ nie jesteśmy aż tak zepsuci. My jesteśmy aż tak zepsuci. Wszyscy jesteśmy gorsi niż nam się wydaje. Nasze serca naprawdę są oślizgłe. Kiedy tam zaglądasz, to prawda, że jest tam głębia po głębi miłości własnej i grzechu. Ale Lewis pochwala wyobrażeniowy rzut oka na naszą grzeszność, a nie stałe wpatrywanie się w nią. Rzut oka wystarczy, aby nauczyć nas rozsądku, aby nas upokorzyć, abyśmy nie uważali siebie za lepszych niż powinniśmy. Ale im dłużej się wpatrujemy, tym bardziej ryzykujemy, że popadniemy w rozpacz. Albo co gorsza, możemy nawet zacząć rozwijać tolerancję dla szamba, a nawet perwersyjny rodzaj dumy z naszej rudery przy bagnie.
Tak więc musimy kultywować praktykę szczerości wyobrażeniowej na temat naszego grzechu. Musimy spojrzeć na niego jasno i przyznać się do niego. Nie możemy próbować go ukrywać ani się nim usprawiedliwiać. Ale też nie możemy się w nim pogrążać. Musimy wiedzieć, że grzech jest w naszych sercach i musimy odczuć jego brzydotę. Ale musimy również pamiętać, że Jezus zakrywa to wszystko.
Poddaj Bogu samobadanie.
W naszych próbach otwarcia się na Boże spojrzenie, musimy pamiętać, że samobadanie jest tak naprawdę badaniem Boga. „Przeszukaj mnie, Boże, i poznaj moje serce! Wypróbuj mnie i poznaj myśli moje! I zobacz, czy nie ma we mnie drogi bolesnej, i poprowadź mnie drogą wieczną!” (Psalm 139:23-24). To nie czyni nas biernymi. Jesteśmy aktywni, ale nasza aktywność polega głównie na otwarciu się na Bożą kontrolę. Samobadanie jest bezpieczne tylko wtedy, gdy Boże ręce są na lejcach.
„Nie możesz żałować za niejasne grzechy; możesz żałować tylko za prawdziwe. A wszystkie prawdziwe grzechy są grzechami szczegółowymi.”
Tak to może wyglądać. Poddajemy się Bogu; dajemy Chrystusowi klucze do każdego pokoju w naszym sercu. Żadna ciemna szafa nie jest zamknięta. Żaden kąt w piwnicy nie jest zamknięty. Cały dom należy do Niego (a On może go zburzyć, jeśli uzna to za stosowne). Otwieramy się przed Nim i prosimy „o tyle samowiedzy w danej chwili, ile jesteśmy w stanie znieść i wykorzystać w danej chwili” (Listy do Malcolma, 34). Być może istnieją głębsze grzechy, w czarnych jaskiniach, których jeszcze nie widzimy. Ale być może nie widzimy ich, ponieważ Bóg wie, że nie jesteśmy jeszcze gotowi, aby stawić im czoła. Musimy nauczyć się raczkować, zanim będziemy mogli chodzić. Bóg chce, abyśmy ukończyli obóz treningowy, zanim wyśle nas na wojnę.
Poddawszy się i poprosiwszy o naszą małą codzienną dawkę samowiedzy, wierzymy (i dla niektórych jest to jeden z największych aktów wiary, jakie kiedykolwiek dokonują), że On jest w pełni zdolny wyciągnąć nasz grzech i naszą grzeszność na światło, na naszą świadomą uwagę, gdzie może być wyznany i zabity.
W międzyczasie, jeśli codziennie poddajemy się Bogu w ten sposób, powinniśmy zapomnieć o sobie i wykonywać naszą pracę.
Are You Avoiding Good?
Wreszcie, kiedy konfrontujemy się z naszą własną niechęcią do odsłonięcia się w Bożej obecności, warto pamiętać, o co tak naprawdę chodzi Bogu. C.S. Lewis opowiada historię o swojej żonie, Joy,
Dawno temu, zanim byliśmy małżeństwem, pewnego ranka nawiedziło ją, gdy szła do swojej pracy, niejasne poczucie Boga (że tak powiem) „na łokciu”, domagające się jej uwagi. I oczywiście, nie będąc doskonałym świętym, miała przeczucie, że będzie to kwestia, jak to zwykle bywa, jakiegoś nieodpokutowanego grzechu lub uciążliwego obowiązku. W końcu poddała się – wiem, jak się to odkłada – i stanęła przed Nim. Ale wiadomość brzmiała: „Chcę ci coś dać” i natychmiast ogarnęła ją radość. (A Grief Observed, 46-47)
Jak wiele wysiłku wkładamy w unikanie wszystkiego, co mogłoby nam zrobić dobrze. To jest wielki paradoks, który niesiemy z sobą w Bożą obecność. Bóg jest tu i teraz, i domaga się od nas wszystkiego. Ale Bóg jest tu i teraz, i chce nam dać wszystko. Bóg jest dla nas, a nie przeciwko nam. Może nie jest bezpieczny, ale na pewno jest dobry.
„Jak wiele wysiłku wkładamy w unikanie tego wszystkiego, co by nam dobrze zrobiło.”
A On nie zadowoli się półśrodkami, bo nas kocha i chce nam dać siebie. A nie może nam dać siebie tak długo, jak długo jesteśmy pełni siebie. Ale jeśli wyrzekniemy się siebie, jeśli umrzemy dla siebie, wtedy On da nam siebie, a dając nam siebie, odda nam siebie.
W rzeczywistości, kiedy odsłaniamy się w Bożej obecności, odkrywamy, że stajemy się naszymi prawdziwymi jaźniami – stabilnymi, silnymi, pełnymi życia i radości, i upodobnionymi do obrazu Chrystusa, od jednego stopnia chwały do drugiego.
.