Powieściopisarz Robert Stone porównał kiedyś wojnę w Wietnamie do kawałka odłamka „wbitego w naszą definicję tego, kim jesteśmy”. Kto lepiej wydobędzie ten odłamek niż Ken Burns, najwybitniejszy amerykański dokumentalista? Odkąd w 1990 roku jego seria The Civil War (Wojna secesyjna) przyciągnęła do PBS rekordową liczbę 40 milionów widzów, Burns podejmuje tematy historyczne od jazzu i parków narodowych po II wojnę światową, często we współpracy z reżyserką Lynn Novick. Dziesięć lat w przygotowaniu jest Wojna w Wietnamie, 10-częściowa podróż Burnsa i Novick do najbardziej podzielonego konfliktu XX wieku, która ma swoją premierę 17 września w PBS. (Przeczytaj wywiad Klaya z Novick na dole tego wpisu.)
Seria, która opiera się na najnowszych relacjach historycznych, partiach uczestników i bogactwie materiałów archiwalnych, daje głos wietnamskim bojownikom i cywilom, oprócz zwykłych amerykańskich ekspertów, decydentów, weteranów i protestujących. W rezultacie powstało dzieło o dramatycznym rozmachu i wstrząsającej intymności – przeplatające na przykład szczery opis bombardowania szlaku Ho Chi Minha przez amerykańskiego pilota ze wspomnieniami wietnamskiej kobiety, która uniknęła ognistej śmierci, albo zestawiające ostatnie nagrane słowa młodego poborowego z urywkami prywatnych rozmów prezydenckich. Na ścieżce dźwiękowej znalazły się klasyczne utwory z epoki, a także nowe nagrania Yo-Yo Ma’s Silk Road Ensemble oraz Trenta Reznora i Atticusa Rossa, których groźna muzyka przewodnia podkreśla całe zamieszanie. Jako weteran wojny w Iraku, który pisał o doświadczeniach powracających żołnierzy, skorzystałem z okazji, by porozmawiać z Burnsem o jego najbardziej ambitnym projekcie do tej pory.
Phil Klay: Relacjonowałeś już dwie wojny. Dlaczego akurat ta?
Ken Burns: Spora część problemów, które mamy dzisiaj, miała swoje nasiona zasadzone w podziałach, które miała wytworzyć. Dorastałem w latach 60-tych; byłem uprawniony do poboru. Mój ojciec był przeciwny wojnie, więc i ja byłem przeciwny wojnie, ale zwracałem na to uwagę. Patrzyłem na liczbę ciał – byłbym szczęśliwy, gdyby było mniej Amerykanów. Wydawało mi się, że dużo o tym wiem. Weszłam w to z taką arogancją, jaką zawsze mają ludzie z powierzchowną wiedzą. Lynn i ja spędziliśmy 10 lat na pozbywaniu się naszych słabych uprzedzeń. To było codzienne upokorzenie.
PK: Uderzyło mnie to, co powiedział ci dziennikarz Neil Sheehan: „Zawsze mnie denerwuje, kiedy czytam lub słyszę o pokoleniu II Wojny Światowej jako o najwspanialszym pokoleniu; te dzieciaki były tak samo waleczne i odważne jak każdy, kto walczył w II Wojnie Światowej.”
KB: Myślę, że Neilowi chodziło o to, że nie chcemy sentymentalizować wojny. II wojna światowa jest spowita w sentymentalizm i nostalgię. W Wietnamie interesujące jest to, że sentymentalizmu tam nie ma, więc w pewien sposób masz do niego czysty dostęp. Jest to również wojna, która stanowi porażkę Stanów Zjednoczonych. Wielu ludzi wróciło z niej z poczuciem, że nie chcą już nigdy więcej o niej rozmawiać. I tak rozwinęliśmy narodową amnezję.
PK: Wojna wybuchła również w czasie, gdy napięcia rasowe w Stanach Zjednoczonych dochodziły do głosu – na przykład sposób funkcjonowania poboru.
KB: Afroamerykanie postrzegali wojsko jako sposób na wyjście z ubóstwa – praca i stały żołd. Ale gdy ruch praw obywatelskich osiągnął gorączkę, liczba Afroamerykanów służących w walce była nieproporcjonalnie duża, przez co byli ranni i zabici. Wojsko, ku swojej chwale, starało się temu zaradzić. Ale ważniejsze jest to, że Wietnam stanowi swoisty mikrokosmos Ameryki lat 60-tych. Nie trzeba sięgać dalej niż do Muhammada Ali: jego powiedzenie „żaden Vietcong nigdy nie nazwał mnie 'czarnuchem'” jest ważną częścią tej historii. A sposób, w jaki Afroamerykanie w jednostkach byli segregowani i sprawiali, że czuli się gorsi, czyni z walki bardzo interesujący punkt zapalny dla kwestii rasowych. Jak mówi jeden z czarnych żołnierzy, „Nie obchodzi ich, czy jesteś z Roxbury czy z Południowego Bostonu; strzelają do ciebie.”
PK: Czy uczestnicy z Wietnamu byli zaniepokojeni tym, jak zostaną przedstawieni?
KB: Oczywiście – dokładnie w taki sam sposób jak Amerykanie. Ale po kilku pytaniach zrozumieli, o co nam chodzi. Masakra cywilów po Hue nigdy nie została uznana przez wietnamski rząd, a my mamy dwóch ich żołnierzy, którzy opisują ją jako okrucieństwo.
PK: Wietnamsko-amerykański autor Viet Thanh Nguyen mówi o tym, że każda wojna toczy się dwa razy, raz w rzeczywistości, a potem-
KB: – w pamięci.”
PK: Racja. Jak więc postanowiłaś opowiedzieć historię, która tak często sprowadzana jest do opowieści o białych mężczyznach w wieku studenckim i ich rodzinach borykających się z pójściem na wojnę lub nie – albo powrotem do domu, albo protestami – skoro rzeczywistość jest o wiele szersza?
KB: Dziękuję, Phil, że jesteś pierwszą osobą, która o to pyta. Jednym ze sposobów jest skorzystanie z najnowszych osiągnięć nauki i rozpoczęcie tworzenia narracji, która jest wierna rzeczywistym wydarzeniom tamtej wojny. Następnie zaludnijcie ilustrację tej wojny na tyle różnorodnymi doświadczeniami ludzi, Amerykanów i Wietnamczyków, że pozwoli wam to uświadomić sobie, że pamięć jest nie tylko krucha, czasami oszukańcza, zmanipulowana i służąca sobie – ale także dokładna. Zaczynasz zdawać sobie sprawę, że więcej niż jedna prawda może współistnieć.
KB: Nie ma nikogo, kto siedziałby tam jak czarny charakter w filmie klasy B, mówiąc: „O, dobrze, zrujnujmy ten kraj i zhańbmy imię Stanów Zjednoczonych”. Są palanci i idioci w różnych momentach, ale większość z nich działa w dobrej wierze. To było coś, co zostało rozpoczęte w tajemnicy i zakończyło się 30 lat później porażką. To było słowo, o które spieraliśmy się dosłownie rok. To nie była porażka; nikt nie przejął władzy nad Stanami Zjednoczonymi. To nie była kapitulacja. We failed.
PK: Twój narrator otwiera mówiąc, że wojna „została rozpoczęta w dobrej wierze przez przyzwoitych ludzi.” Jak to pogodzić z dwulicowością przedstawioną w dalszej części dokumentu?
PK: Larry Heinemann powiedział kiedyś, że pisze powieści o Wietnamie, bo to grzeczniejsze niż zwykłe „fuck you”. Czy zatrudnienie Trenta Reznora i Atticusa Rossa do ścieżki dźwiękowej było twoją wersją grzecznego fuck-you?
KB: To wyrządza niedźwiedzią przysługę ich artyzmowi. Potrzebowaliśmy muzyki, która pasowałaby do epoki i nastroju. Trent i Atticus potrafią stworzyć muzykę, która jest szokująca, dysonansowa i wywołująca niepokój, a jednocześnie rozwiązuje się melodycznie i emocjonalnie. Potem poszliśmy do Yo-Yo Ma i Silk Road Ensemble i powiedzieliśmy: „Oto kilka kołysanek i melodii ludowych, które rozpoznają wszyscy w Wietnamie, na północy i południu.” Wietnamczycy mówili: „Skąd znasz 'Wounded Soldier,’ albo tę kołysankę?”. Dostaliśmy się do ich wewnętrznych serc. Następnie, co być może równie ważne, mamy 120 utworów największych artystów tamtego okresu, czy to Merle Haggard, czy Beatlesi, czy Led Zeppelin, czy Otis Redding.
PK: Wietnam był prowadzony za czasów pięciu prezydentów. Irak i Afganistan są już za trzeciego. Czy ta seria sprawiła, że masz więcej nadziei co do zdolności Ameryki do zakończenia tych konfliktów – czy mniej?
KB: Naszym zadaniem jest po prostu opowiadanie historii, a nie stawianie wielkich neonów mówiących: „Hej, czy to nie jest trochę jak teraźniejszość?”. Ale wiemy, że narracje historyczne nie mogą nie być informowane przez nasze własne lęki i pragnienia. Taktyka, jaką stosował Vietcong, a także Armia Północnowietnamska, jak również Talibowie i Al Kaida, a teraz ISIS, sugerują niekończącą się wojnę – i dlatego mamy nadzieję, że lekcje z Wietnamu można wydestylować. Mark Twain miał podobno powiedzieć: „Historia się nie powtarza, ale się rymuje”. Spędziliśmy nasze życie słuchając tych rymów. Teraz historia sprawia, że jestem optymistą. Kiedy ludzie mówią: „To jest najgorszy czas w historii!” Ja mówię: „Aha.”
PK: Więc, jak zamierzasz opowiedzieć moją wojnę?
KB: Zamierzam poczekać do 25, może 30 lat, a potem zobaczymy, jak można to zsyntetyzować w coś, co może być spójne, ale co ważniejsze, pomocne. Naprawdę mam nadzieję, że pewnego dnia ktoś podejdzie do mnie i powie: „To uratowało mi życie”. A może po prostu – nie bądźmy melodramatyczni – „Wreszcie byłem w stanie przekazać mojemu wnukowi, co zrobiłem, co widziałem i co czułem, i było to w porządku, aby to zrobić.”
Poniżej prezentujemy skondensowaną wersję rozmowy Klaya ze współreżyserką The Vietnam War Lynn Novick.
Phil Klay: Kiedy przystępowałeś do tego projektu, wyobrażam sobie, że miałeś zupełnie inny stosunek do wojny w Wietnamie niż Ken. On osiągnął pełnoletność w szczytowym momencie wojny. Ty urodziłeś się w 1962 roku. Jak wojna wpłynęła na ciebie i twoją rodzinę w tamtym czasie?
Lynn Novick: Wojna trwała przez całe moje dzieciństwo. Pamiętam, że miałam wrażenie, że „to się nigdy nie skończy”, że to była nieustanna wojna. Nie mam żadnych członków rodziny, którzy byli nią bezpośrednio dotknięci. Moi rodzice byli zbyt starzy i zbyt młodzi, by uczestniczyć w II Wojnie Światowej, prześlizgnęli się pomiędzy nimi. Szczerze mówiąc, jako nastolatek nie przywiązywałem do tego zbyt dużej wagi, dopóki pod koniec lat 70. nie zaczęły wychodzić hollywoodzkie filmy. Z pewnością odcisnęły one na mnie pewne wyobrażenia o tym, jak mogła wyglądać wojna. Jednocześnie były one bardzo melodramatyczne.
PK: Twoje pierwotne wspomnienie o wojnie zostało ukształtowane przez Hollywood.
LN: Cóż, nie całkowicie. To było moje pierwsze wizualne doświadczenie z nią związane, powiedziałbym. Jako dziecko, nie mieliśmy włączonego telewizora wieczorem, aby oglądać wiadomości. Tak, hollywoodzkie filmy i trochę fikcji. Potem zacząłem się tym bardzo interesować i czytałem wszystko, co wpadło mi w ręce, od czasu, gdy byłem na studiach, aż do momentu, gdy nakręciliśmy film. Pamiętam, że seria Stanleya Karnowa ukazała się niedługo po tym, jak skończyłem studia i byłem nią naprawdę zachwycony. To otworzyło w moim umyśle wiele pytań, na które z pewnością nie potrafiłem odpowiedzieć.
PK: Jakie są według ciebie największe przekłamania dotyczące wojny w Wietnamie, które utrwalają filmy fabularne?
LN: Jedną ślepą plamą we wszystkich hollywoodzkich filmach, które pamiętam, jest to, że Wietnamczycy, jeśli w ogóle są przedstawieni, są całkowicie jednowymiarowi. I can’t think of a Hollywood film of the time that we’re discussing that really gives a dimensional representation of anything to do with what the Vietnamese were going through on both sides.
PK: Niektóre z wywiadów z obywatelami Wietnamu i byłymi żołnierzami w twoim serialu są po prostu niezwykłe. Jak to było przekonać ich do udziału w projekcie?
LN: To był naprawdę taki sam proces w Wietnamie, jak i tutaj – nie różnicowałabym aż tak bardzo niechęci czy entuzjazmu ludzi do robienia tego. W dużej mierze jest to po prostu nawiązanie kontaktu z kimś i odrobienie pracy domowej, wiedza o nim, jego doświadczeniach i środowisku, w którym żył, a o którym chcemy rozmawiać. Ludzie, z którymi rozmawialiśmy w Wietnamie, nie byli niechętni. To chyba najlepszy sposób, żeby to powiedzieć, bo inaczej by z nami nie rozmawiali. Wydawali się niezwykle otwarci na ten pomysł. Jedynym powodem naszego zaskoczenia było to, że nie mieliśmy pojęcia, czego się spodziewać. Zaskoczyło nas to, jak bardzo ludzie byli otwarci na rozmowę o tak bolesnym temacie: skala tragedii, ilu ludzi zginęło, jak mały jest to kraj, jak wszyscy zostali dotknięci, prawdziwe okropności wojny. Gdybym ja przeszedł przez coś takiego, nie jestem pewien, czy byłbym w stanie o tym mówić.
PK: Wiem, że z pewnością dla wielu weteranów, których znam, uporczywą goryczą była niechęć Ameryki do przyznania wystarczającej liczby wiz dla rodzin irackich i afgańskich. Jakie lekcje wyciągnąłeś z historii wietnamskich uchodźców, którzy uciekli przed wojną i jej następstwami?
LN: Wracając do upadku Sajgonu, czułem, że to nie jest ta sama gorycz, którą ty i twoi koledzy odczuwacie w związku z tym, co wydarzyło się ostatnio, ale było poczucie, że porzuciliśmy naszego sojusznika, porzuciliśmy naszych ludzi i zostawiliśmy ich na łasce Północnych Wietnamczyków. Jest to całkowita prawda. Pozwoliliśmy uciec całkiem niewielkiej liczbie osób tuż przed upadkiem Sajgonu w porównaniu z liczbą osób, które prawdopodobnie chciały wyjechać. Wtedy, naprawdę nie witaliśmy ludzi z otwartymi ramionami dokładnie. Nie było żadnego wspólnego wysiłku, aby wziąć odpowiedzialność za to, że zatrudniliśmy ludzi, obiecaliśmy im pewne rzeczy. Dziś w Stanach Zjednoczonych żyje ponad półtora miliona Amerykanów pochodzenia wietnamskiego. To niezwykle patriotyczni, lojalni i po prostu oddani Amerykanie, to pierwsze pokolenie. Często pochodzą z rodzin wojskowych. Są ludzie, którzy wyszli z Wietnamu, którzy są wdzięczni za to, że tu są, ale zostawiliśmy za sobą wielu ludzi. Zapłaciliśmy ciężką cenę.
PK: Jak osiągnąć pojednanie?
LN: Wow, to jest pytanie za 64 000 dolarów. Nie wiem. Jestem optymistą, że minęło wystarczająco dużo czasu i że ludzie mogą po prostu zresetować się i spojrzeć na to z nowej perspektywy i odbyć inny rodzaj rozmowy. Widzieliśmy, jak to się stało. Myślę, że jest coś niezwykle potężnego w procesie wysłuchiwania historii ludzi, z którymi się nie zgadzasz. Wydaje się, że to otwiera ludzi na słuchanie siebie nawzajem i mogę tylko powiedzieć, że widzieliśmy, że to się ciągle powtarza w rozmowach po projekcjach. To są nieformalne grupy fokusowe ludzi, którzy są rozgoryczeni na wielu poziomach. Po obejrzeniu całego filmu, są oni skłonni powiedzieć: „Cóż, może nie rozumiałem tak bardzo, skąd pochodzisz i może myślałem, że jestem patriotą, ale przynajmniej rozumiem, że masz ważny punkt widzenia i nie doceniałem cię.”
.