How Tall Was Robert E. Lee?

David Alan Black

Jeśli ludzie chcą okazać szacunek dla sprawy Południa, mogą zacząć od właściwego uhonorowania człowieka, który jest być może jego największym bohaterem, generała Roberta E. Lee. Wiele portretów Lee jest, szczerze mówiąc, mniej niż dokładnych. Zamiast wywyższać jego postać, pomniejszają ją – zarówno dosłownie, jak i w przenośni.

Wziąć pod uwagę fizyczny wzrost Lee. Gdyby zapytać dzisiejszych ludzi, jak wyglądał Lee, wielu odpowiedziałoby: „Tak, jak Martin Sheen w filmie”. Tym „filmem” jest oczywiście wart 20 milionów dolarów „Gettysburg” Teda Turnera, który został nazwany najbardziej ambitnym i wspaniale wadliwym przedsięwzięciem filmowym od czasów „Czasu Apokalipsy”. Niestety, Gettysburg nie spełnia pokładanych w nim nadziei. Przedstawia największego generała Południa – i prawdopodobnie największego przywódcę wojskowego, jaki kiedykolwiek żył – jako karłowatą istotę dosiadającą małego, niezdarnego konia. Jak ujął to krytyk filmowy Martin Treu: „W scenie po scenie generał Robert E. Lee, mężczyzna o postawnej sylwetce, mierzący nieco ponad 5 stóp i 10 cali wzrostu, ważący 170 funtów, ukazany jest wśród górujących nad nim mężczyzn, zarówno pieszych, jak i konnych. Gdyby tak było, cała armia Konfederatów musiałaby mieć ponad 6 stóp i 4 cale wzrostu. Jedynymi osobami wyraźnie niższymi od Roberta E. Lee, w tym filmie, są 12-letni chłopcy perkusiści.”

Treu’s conclusion? „Widz jest prowadzony do wyobrażenia sobie Roberta E. Lee jako Leprechauna, zamiast olbrzyma, którym był”.

Washington Post staff writer Ken Ringle zgadza się z tym stwierdzeniem: „Najsłabsza rola filmu jest jego najbardziej kluczową. Martina Sheena, który wcielił się w postać Roberta E. Lee, nie ma w sobie nic z charakteru, charyzmy czy aury nieomylności, która uczyniła z legendarnego generała najbliższego uniwersalnemu bohaterowi wśród generałów wojny secesyjnej. Zamiast tego, pod koniec filmu wyłania się jako rodzaj szalonego religijnego mistyka: konfederacki Jim Jones wzywający swoje legiony do kul zamiast zatrutej Kool Aid z żadnego wyraźniej dostrzegalnego powodu.”

Tragedia Gettysburga polega na tym, że Lee staje się coraz mniejszy i mniejszy, aż w końcu zostajemy z kimś więcej niż krępym, trzymającym się za ręce neurotykiem, który zastanawia się głośno: „Co teraz?”.

Oczywiście, nic z tego nie jest historycznie dokładne. Weźmy na przykład kwestię wzrostu. Jak na ówczesne standardy, Lee był wysoki, podobnie jak jego koń. Prawdziwy Traveller miał 16 rąk i ważył ponad 1300 funtów, ale w Gettysburgu ten wspaniały wierzchowiec został zamieniony w przypominające kucyka zwierzę, które potyka się o siebie. Co więcej, prawdziwy Lee był znakomitym jeźdźcem, służył w stopniu pułkownika w kawalerii. W Gettysburgu, niezdarna jazda Sheena jest prawie tak samo nieautentyczna jak jego wymyślony południowy akcent.

Oprócz fotografii wykonanych Lee za jego życia, mamy szczęście dysponować licznymi pisemnymi opisami jego wyglądu. Zaskakująca jest duża liczba odniesień do wzrostu Lee. Najwyraźniej był on znacznie wyższy niż większość mężczyzn w jego czasach. Po wizycie Lee w Forcie Sumter w 1861 roku, jeden z żołnierzy podał następujący opis:

Oglądając się dookoła zobaczyliśmy zbliżającego się do nas ówczesnego dowódcę fortu, któremu towarzyszyło kilku jego kapitanów i poruczników; W środku grupy, przewyższając najwyższego o pół głowy, znajdowała się, być może, najbardziej uderzająca postać, jaką kiedykolwiek napotkaliśmy, postać mężczyzny w wieku około 56 lub 58 lat, wyprostowanego jak topola, ale smukłego i zgrabnego, z szerokimi ramionami odchylonymi do tyłu, piękną, słusznie proporcjonalną głową upozowaną w nieświadomej godności, jasnymi, głębokimi, zamyślonymi oczami i cichym, śmiałym krokiem jednego w każdym calu dżentelmena i żołnierza…. A tym znakomitym żołnierzem, który roztaczał wokół siebie blask antycznych dni, był nie kto inny jak Robert E. Lee, któremu prezydent właśnie zlecił, po jego niefortunnej kampanii w zachodniej Wirginii, podróż na południe i zbadanie stanu naszych fortyfikacji na wybrzeżu i obrony wybrzeża morskiego w ogóle….

Pod Appomattox, korespondent z północnej gazety napisał:

Generał Lee wyglądał na bardzo zmęczonego i zużytego, ale mimo to prezentował tę samą wspaniałą sylwetkę, na którą zawsze zwracano uwagę. Był schludnie ubrany w szare sukno, bez haftów ani żadnych insygniów rangi, z wyjątkiem trzech gwiazdek noszonych na wywiniętej części kołnierza jego płaszcza. Jego policzki były bardzo zbrązowiałe od ekspozycji, ale wciąż błyszczały pod tym wszystkim. Wyrósł całkiem łysy i nosi jeden z bocznych kosmyków włosów, przerzucony przez górną część czoła, które jest tak białe i jasne jak u kobiety. Stoi on na wysokości sześciu stóp i jednego cala, i waży coś ponad dwieście funtów, nie będąc obciążonym ani funtem zbędnego ciała. Podczas całego wywiadu był powściągliwy i dostojny do stopnia graniczącego z milczeniem, ale był wolny od wszelkich przejawów temperamentu lub umartwienia. Jego postawa była postawą dżentelmena, który miał bardzo nieprzyjemny obowiązek do wykonania, ale był zdecydowany przejść przez niego tak dobrze i szybko, jak tylko mógł.

W końcu, po śmierci Lee, New York Herald opublikował nekrolog, który zawierał następujący opis:

Osobiście generał Lee był zauważalnie przystojnym mężczyzną. Był wysoki i proporcjonalny; jego rysy twarzy były regularne i bardzo sympatyczne, a jego maniery uprzejme i pełne godności.

Tutaj masz to – Lee był wysoki, i uderzająco przystojny do tego! Jest to historycznie niedokładne, aby przedstawić go jako kogoś innego. I jest to tylko krótki skok od przedstawiania Lee jako krępej postaci historycznej (jak w Gettysburgu) do wniosku, że jego idee były małe.

Etymologicznie, słowo „wysoki” pochodzi od staroangielskiego getael, co oznacza „szybki”, „odważny” lub „szybki”. Słowo to było synonimem „odważnego”. To metaforyczne znaczenie można oczywiście odnieść również do Lee.

Lee był człowiekiem dla człowieka. Był idolem swoich ludzi, zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Mary Chestnut, słynna pamiętnikarka z Richmond, nazwała go „portretem żołnierza”. Brytyjski dziennikarz powiedział, że był „najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziałem”. Konfederacki generał Clement Evans opisał Lee jako „…najbliżej zbliżającego się do charakteru wielkiego i dobrego George’a Washingtona niż jakikolwiek inny żyjący człowiek. Jest on jedynym żyjącym człowiekiem, któremu żołnierze bezwarunkowo powierzyliby wszystkie swoje siły dla zachowania swojej niepodległości”. A Theodore Roosevelt, z Nowego Jorku, napisał: „Świat nigdy nie widział lepszych żołnierzy niż ci, którzy poszli za Lee, a ich wódz bez wątpienia uplasuje się, bez żadnego wyjątku, jako najwspanialszy ze wszystkich wielkich kapitanów, jakich wydały na świat narody anglojęzyczne.”

Pośród wielu wybitnych cech charakteru Lee, jego wiara chrześcijańska była najważniejsza. Rzeczywiście, nasi konfederaccy przodkowie, niezależnie od ich przynależności kościelnej, byli bezkompromisowymi obrońcami ortodoksyjnego chrześcijaństwa. Pominięcie elementu chrześcijańskiego w dążeniu Południa do niepodległości byłoby jak próba opisania Szwajcarii bez wspomnienia o Alpach. Ani przez chwilę nasi przodkowie nie sądzili, że ich własne, nieukierunkowane wysiłki mogą doprowadzić do zwycięstwa.

Lee nauczył się przez osobiste trudności i tragedie posiadać niezachwianą wiarę w suwerenną radę Bożą, zarówno w sprawach osobistych, jak i narodowych. Na wieść o śmierci swojej 23-letniej córki, Annie, nie mogąc uczestniczyć w jej pogrzebie, nalegał, by na jej nagrobku wyryto te słowa: „Doskonałe i prawdziwe są wszystkie Jego drogi, którego wielbi niebo, a ziemia jest mu posłuszna”. Jeśli chodzi o jego poglądy na Biblię, Lee zauważył kiedyś do kapelana Williama Jonesa: „W Starej Księdze są rzeczy, których być może nie potrafię wyjaśnić, ale w pełni akceptuję ją jako nieomylne Słowo Boże, a jej nauki przyjmuję jako natchnione przez Ducha Świętego”.

Na temat pokory Lee, John Cooke, w swoim Life of General Robert E. Lee, napisał: „Koronną łaską tego człowieka, który był przez to nie tylko wielki, ale i dobry, była pokora i zaufanie do Boga, które leżały u podstaw jego charakteru.” Cooke dodał następnie: „Żył, tak jak i umarł, z tą najwyższą ufnością w nadrzędną i miłosierną Opatrzność; i to uczucie, przenikające całe jego jestestwo, było źródłem tego dostojnego spokoju, z jakim witał najbardziej miażdżące klęski swojej kariery wojskowej. Jego wiara i pokorna ufność podtrzymywały go po wojnie, gdy nieszczęścia Południa prawie złamały jego wielkiego ducha; i spokojnie odszedł, jak zmęczone dziecko, które zasypia, wiedząc, że jego ojciec jest blisko.”

Wreszcie Lee uważał się za grzesznika, który został zbawiony, nie przez uczęszczanie do kościoła, dobre uczynki czy jakiekolwiek inne ludzkie starania, ale wyłącznie przez łaskę Boga i krew Chrystusa. W swoich „Personal Reminiscences, Anecdotes, and Letters of Gen. Robert E. Lee”, ks. William Jones, który był kapelanem Lee w Washington College, napisał: „Jeśli kiedykolwiek zetknąłem się ze szczerym, pobożnym chrześcijaninem – takim, który widząc, że jest grzesznikiem, ufał jedynie zasługom Chrystusa, który pokornie starał się kroczyć ścieżką obowiązku, 'patrząc na Jezusa’ jako autora i dokończyciela swej wiary, i którego pobożność stale przejawiała się w jego codziennym życiu – tym człowiekiem był generał R. E. Lee.”

Są dziś południowcy, którzy woleliby pominąć element chrześcijański w naszym dążeniu do powrotu Ameryki do jej konstytucyjnych fundamentów. Tacy ludzie zdradzają nie tylko naszego Pana i Zbawiciela, ale także pamięć o takich przywódcach Konfederacji jak Davis, Lee, Jackson, Early i wielu innych. Byli to ludzie, których każda myśl, słowo i czyn wynikały z wiary w zbawcze dzieło Chrystusa i suwerenność Boga. Ludzie, którzy zaprzeczają temu chrześcijańskiemu wpływowi, nie pojmują jednego z najbardziej fundamentalnych faktów dotyczących Lee: że był on oddany sprawie Południa właśnie z powodu swojego oddania Jezusowi Chrystusowi.

Chrześcijańska wiara Lee zdeterminowała sposób, w jaki przeżywał całe swoje życie, i tylko ona może wyjaśnić jego intensywne oddanie obowiązkom. Największą niesprawiedliwością, jaką możemy wyrządzić Lee, jest robienie z niego jakiegoś świeckiego bohatera lub, co gorsza, duchowego i intelektualnego bufona.

Jako trwały hołd dla człowieka o nieskazitelnym chrześcijańskim charakterze i południowym patriotyzmie, Benjamin Harvey Hill przekazał nam te słowa w swoim przemówieniu przed Południowym Towarzystwem Historycznym 18 lutego 1874 roku, zaledwie cztery lata po śmierci Lee:

Kiedy przyszły historyk przyjdzie zbadać charakter Lee, znajdzie go wznoszącego się jak ogromna góra ponad pofałdowaną równiną ludzkości, i musi podnieść oczy wysoko ku niebu, aby uchwycić jego szczyt. Był on wrogiem bez nienawiści, przyjacielem bez zdrady, żołnierzem bez okrucieństwa, zwycięzcą bez ucisku i ofiarą bez szemrania. Był urzędnikiem państwowym bez wad, prywatnym obywatelem bez zła, sąsiadem bez wyrzutów sumienia, chrześcijaninem bez hipokryzji i człowiekiem bez sprytu. Był Cezarem bez ambicji, Fryderykiem bez tyranii, Napoleonem bez egoizmu i Waszyngtonem bez nagrody.

Jeśli miałbym wybrać jednego Amerykanina, który reprezentowałby najlepsze wartości w naszym narodzie, tym człowiekiem byłby Robert E. Lee. Stoi on wyżej niż ktokolwiek inny. Ale żeby go zobaczyć, musisz podnieść oczy „wysoko ku niebu”.

19 stycznia 2006

David Alan Black jest redaktorem www.daveblackonline.com.

Wróć do daveblackonline

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.