Osiemnastowieczna ilustracja Jacquesa de Molay, 23. i ostatniego Wielkiego Mistrza Templariuszy, prowadzonego na stos, aby spłonąć za herezję. – Hulton Archive / Getty Images

Osiemnastowieczna ilustracja przedstawiająca Jacques’a de Molay, 23. i ostatniego Wielkiego Mistrza Templariuszy, prowadzonego na stos, aby spłonąć za herezję. Hulton Archive / Getty Images

By Dan Jones

October 13, 2017 11:00 AM EDT

Malejąca wartość prawdy może wydawać się definiować szczególnie nowoczesne zjawisko. W tym tygodniu prezydent USA Donald Trump kontynuował swoje oskarżenia na Twitterze przeciwko tak zwanym „fake newsom” – po roku, w którym Oxford Dictionaries uczynił post-prawdę słowem roku 2016. Trend ten odzwierciedla pozorne przejście do epoki, w której politycy i działacze porzucili swoje tradycyjne pragnienie uniknięcia przyłapania na mówieniu rażących, ewidentnych kłamstw.

Ale oczywiście, jak wiedzieli starożytni, nie ma nowej rzeczy pod słońcem.

Jeśli kiedykolwiek było coś takiego jak era post-prawdy, zaczęła się dokładnie 710 lat temu, o świcie w piątek, 13 października 1307 roku, w królestwie Francji. Tego dnia agenci rządowi wkroczyli do każdej posiadłości należącej do słynnych na całym świecie templariuszy, aresztowali ich członków pod fałszywymi zarzutami i rozpoczęli proces przesłuchań, publicznego badania i niszczenia reputacji, który zakończył się cztery i pół roku później rozwiązaniem zakonu. Chociaż wydarzenia tamtego dnia nie są źródłem przesądów o piątku 13-go – wbrew pogłoskom – zawierają lekcje na dziś.

Templariusze byli średniowiecznym zakonem wojskowym, założonym w okresie krucjaty, nazwanym tak ze względu na ich początkową siedzibę na Górze Świątynnej (Haram al-Sharif) w Jerozolimie. Rekrutowali oni zachodnich, chrześcijańskich wojowników, którzy składali przysięgę, że będą prowadzić quasi-monastyczne życie poświęcone zasadom czystości, ubóstwa i posłuszeństwa, i nosili ikoniczne mundury składające się z czarnych lub białych szat ozdobionych czerwonym krzyżem.

Początkowo zadaniem tych ludzi była obrona pielgrzymów wokół okupowanej przez chrześcijan Jerozolimy, ale z czasem rozszerzyli swoją rolę. W XII i XIII wieku templariusze rozwinęli elitarne skrzydło wojskowe poświęcone zaciekłym walkom z islamskimi władcami Syrii, Afryki Północnej i Półwyspu Iberyjskiego, wspierane przez rozległe, dochodowe imperium biznesowe złożone z ziemi i nieruchomości, od których płacili bardzo niskie podatki lub nie płacili ich wcale.

Do roku 1307 krucjaty szły jednak źle. Wezwania do reformy Templariuszy stawały się powszechne. Popularność zakonu malała. I zyskali wyrachowanego wroga politycznego w postaci króla Francji Filipa IV, który chciał zwinąć Templariuszy i przywłaszczyć sobie ich bogactwo jako sposób na zrównoważenie kłopotliwego deficytu budżetowego.

Metody użyte do obalenia Templariuszy były mrożąco skuteczne i post-prawdziwe jak diabli. Przed aresztowaniami w piątek 13-go, ministrowie króla spędzili ponad rok na rozmowach z niezadowolonymi byłymi templariuszami i skompilowali małe, wątpliwe, seksowne dossier rzekomych występków, włączając w to zarzuty, że templariusze pluli na krzyż, zapierali się Chrystusa, całowali się nawzajem w homoerotycznych rytuałach indukcyjnych i czcili fałszywych bożków.

Oskarżenia te zostały spisane w oficjalnych listach potępiających, wyrażonych za pomocą hiperboli, która nie byłaby w żaden sposób nie na miejscu w przeciętnej dzisiejszej burzy na Twitterze. Templariusze zostali masowo potępieni jako ci, którzy zhańbili francuską flagę i kraj. Ich zbrodnie, pisał król, były „straszne do rozważenia, straszne do usłyszenia”. Jego oskarżenia były szeroko rozpowszechniane, a jego kampania zniszczenia Templariuszy polegała na nieustannym, powtarzającym się rozpowszechnianiu jego bezpodstawnych twierdzeń na każdej publicznej arenie, jaką tylko mógł znaleźć.

Przez kilka lat, ten średniowieczny „fake news” był powtarzany w kółko, jego głośność i częstotliwość nadrabiały fakt, że był kłamstwem, aż w 1312 roku sobór Kościoła doszedł do wniosku, że imię Templariuszy zostało tak zszargane, że członkowie zakonu powinni zostać przymusowo przeniesieni na emeryturę.

Pierwszym powodem podanym przez papieski rozkaz rozwiązujący Templariuszy był sam fakt „niesławy, podejrzeń, hałaśliwych insynuacji”. Rycerze zostali w ten sposób zdmuchnięci przez podmuch gorącego powietrza – zeznania uzyskane za pomocą tortur zostały wykorzystane do wsparcia nieustającej kampanii prostego, powtarzanego fałszu.

Prawda? Jakiej prawdy?

Historia templariuszy jest często odkurzana dla celów popularnej rozrywki i konspiracji. Z jednej strony mamy Kod Da Vinci i serię gier wideo Assassin’s Creed, w których Templariusze są przeskakującymi w czasie agentami nieśmiertelnego, globalnego spisku mającego na celu obalenie lub rządzenie światem. Z drugiej strony mamy częste, niekończące się spekulacje na temat tak zwanego skarbu Templariuszy, podobno zakopanego na Oak Island, w Nowej Szkocji, lub w jakimś odległym szkockim miejscu.

Wszystko to jest dobrą zabawą, ale mija się z celem historii Templariuszy, która ma wiele pouczających ech dzisiaj.

Jako krzyżowcy, członkowie zakonu byli zaangażowani w trójstronną walkę w Syrii, Palestynie i Afryce Północnej, toczoną pomiędzy frakcjami islamu sunnickiego i szyickiego, a zachodnimi, chrześcijańskimi okupantami wojskowymi, którzy zostali uwikłani w wojnę, od której nie mogli uciec, ale której nie mogli „wygrać”. Wojna ta była długa, kosztowna i w końcu niepopularna, a jej skutki były odczuwalne nie tylko na polach bitew bliskiego i środkowego wschodu, ale także na zachodzie.

Jedną z trwałych historii tej bliskowschodniej nieudanej przygody było zjawisko religijnie zacietrzewionych młodych mężczyzn udających się do Syrii, by rzucić się w wir wojny. Nie musimy długo szukać przykładów dokładnie tego zjawiska właśnie teraz.

Tymczasem Templariusze jako organizacja reprezentowali przełomową ideę (w tym przypadku hybrydę mnicha i rycerza), która rozpoczęła się jako małe przedsięwzięcie, wypromowała się błyskotliwie, szybko zebrała fundusze i profil publiczny, zdobyła przyczółek w krajach na całym świecie, wynegocjowała bardzo korzystne umowy podatkowe z ich rządami, stała się olśniewająco bogata i wysoce finansowo pomysłowa i często sprawiała tym samym rządom problemy, dzięki ich globalnemu zasięgowi i względnej wolności od nadzoru.

I oczywiście, jak widzieliśmy, upadek Templariuszy pokazuje nam, że fake news zdecydowanie nie został wymyślony przez prezydenta Stanów Zjednoczonych w 2016 roku, ale był narzędziem do dyspozycji króla Francji ponad siedem wieków przed nim.

Plus, jest postscriptum, które przychodzi w drodze ironii. Na początku tego roku znakomita książka Joshuy Greena Devil’s Bargain: Steve Bannon, Donald Trump and the Storming of the Presidency nakreślił, w jaki sposób były strateg Białego Domu wchłonął jako młodszy człowiek pisma francuskiego tradycjonalisty René Guénona.

„Guénon, podobnie jak Bannon”, pisze Green, „był przyciągnięty do rozległego, apokaliptycznego spojrzenia na historię, które identyfikowało dwa wydarzenia jako wyznaczające początek duchowego upadku Zachodu.”

Jednym z nich był pokój westfalski z 1648 roku. Drugim było zniszczenie Zakonu Świątyni w 1312 roku.

Dan Jones jest autorem książki The Templars: The Rise and Spectacular Fall of God’s Holy Warriors, dostępnej już teraz w wydawnictwie Viking.

Skontaktuj się z nami pod adresem [email protected].

.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.