Nicolas Werth. Cannibal Island: Death in a Siberian Gulag. Human Rights and Crimes against Humanity Series. Princeton: Princeton University Press, 2007. xxi + 248 pp. $24.95 (cloth), ISBN 978-0-691-13083-5.

Reviewed by Jeffrey S. Hardy (Department of History, Princeton University)
Published on H-Russia (November, 2007)

Utopian Dreams and Decivilization in Stalin’s Siberia

Historia represji stalinowskich od dawna wzbudza zainteresowanie zarówno uczonych, jak i szerokiej publiczności, czego efektem są niezliczone książki i artykuły na ten temat. Wyspa kanibali Nicolasa Wertha, rozszerzona wersja jednego z najbardziej wyrazistych opisów komunistycznego okrucieństwa z Czarnej księgi komunizmu, której Werth jest współautorem, stanowi cenne uzupełnienie tej literatury. W tej krótkiej monografii, która koncentruje się na szczególnie zabójczej aferze nazistowskiej z 1933 roku, Werth ukazuje horror sztucznego głodu, przymusowej kolektywizacji, dekulakizacji, bezpodstawnych aresztowań spowodowanych masowymi, masowymi łapankami policji, obozów przejściowych i „specjalnych osiedli” w zachodniej Syberii. Wyspa Kanibali, odpowiednia zarówno dla specjalistów, jak i wykształconej publiczności, stanowi świadectwo śmiertelnych niepowodzeń wczesnego systemu stalinowskiego.

Nadrzędną osią fabularną Wyspy Kanibali jest wielki projekt podjęty przez sowieckie kierownictwo, polegający na wysłaniu setek tysięcy ludzi, w tym elementów zdeklasowanych, zebranych w Moskwie i Leningradzie za łamanie nowego reżimu paszportów wewnętrznych, skazańców zwolnionych z więzień w celu zmniejszenia przeludnienia, kułaków, którzy uniknęli poprzedniej rundy dekulakizacji, oraz innych społecznie niepożądanych elementów, jako specjalnych osadników do zachodniej Syberii. Miejscowi przywódcy syberyjscy, przytłoczeni już ogromną liczbą zesłańców wysłanych tam w poprzednich latach, protestowali przeciwko dalszemu zaludnianiu ich ziem zesłańcami z europejskiej Rosji. Zrozumiałe jest, że starali się oni zapobiec przekształceniu regionu w rodzaj społecznego śmietnika dla całego Związku Radzieckiego, protestując, że nie będą w stanie wyżywić, zakwaterować ani zatrudnić kolejnego masowego napływu osadników. Ostatecznie ich błagania przyczyniły się do zmniejszenia planu deportacji z miliona osób do pięciuset tysięcy (który następnie został jeszcze bardziej zredukowany), ale w zamian za to centralne agencje planowania zmniejszyły towarzyszące im środki finansowe i inne zasoby przeznaczone na pomoc w osiedlaniu się osadników i dostarczyły je kilka miesięcy po przybyciu deportowanych. Jak trafnie zauważa Werth, ani urzędnicy centralni, ani lokalni nie wiedzieli, co zrobić ze społecznie niepożądanymi osobami w kraju, ale ponieważ Moskwa ostatecznie narzuciła swoją wolę prowincjom, zachodnia Syberia okazała się bezsilna, by powstrzymać napływ zesłańców. Jak donosił Stalinowi szef tajnej policji Genrikh Iagoda, „z pewnością nie znajdziemy w kraju miejsca bardziej odpowiedniego dla tych ludzi” niż północno-zachodnia Syberia (s. 107). W tym jednym stwierdzeniu ujawnia się istota systemu Gułagu jako środka zapewniającego izolację społeczeństwa radzieckiego od jego odmieńców i malkontentów.

Spośród mas osób niepożądanych społecznie, wysłanych za Ural w 1933 roku, Werth skupia się przede wszystkim na około 6 200 praktycznie pozostawionych samym sobie na odległej wyspie na rzece Ob w pobliżu wsi Nazino. Kim były te nieszczęsne dusze tak szybko wysłane do kolonizacji niezamieszkanych dzikich terenów Syberii? Zgodnie z aktami personalnymi odnalezionymi przez Wertha, do tej grupy należały między innymi: członkini partii znaleziona na ulicy bez legitymacji partyjnej, robotnik z dokumentami kupujący papierosy bez paszportu, kilku inwalidów, 103-letni mężczyzna, ciężarna żona oficera marynarki, która w momencie aresztowania miała w ręku paszport, oraz 12-letnia dziewczynka czekająca na stacji kolejowej, podczas gdy jej matka kupowała chleb. Rzeczywiście, osadnicy z Nazino reprezentowali szeroki przekrój społeczeństwa miejskiego, w którym znaleźli się nie tylko społecznie niepożądani przestępcy i włóczędzy, ale także zwykłe dzieci, robotnicy i emeryci, z których żaden nie posiadał umiejętności niezbędnych do stworzenia nowej osady rolniczej w zachodniej Syberii. Wszyscy oni zostali jednak bezceremonialnie zapakowani do wagonów kolejowych i deportowani jako specjalni osadnicy, którym podczas krótkiego pobytu w więzieniu odmówiono terminu w sądzie, a nawet możliwości skontaktowania się z rodziną lub przyjaciółmi. Ci, którzy przeżyli podróż do obozu przejściowego w Tomsku, byli następnie szybko wysyłani do różnych miejsc wybranych jako specjalne osiedla. Osadnicy, osłabieni pięciodniową podróżą w dół rzeki z obozu przejściowego, podczas której nie otrzymywali praktycznie żadnego pożywienia, po przybyciu na miejsce otrzymywali jedynie mąkę do zmieszania z wodą rzeczną i szybko zapadali na niedożywienie i dyzenterię. Niewystarczająca odzież i całkowity brak schronienia dodatkowo pogorszyły ich sytuację. Kilku drobnych urzędników i strażników przydzielonych do osady działało jak tyrani w niemal anarchicznych warunkach panujących na wyspie, wymuszając od osadników skromne racje żywnościowe i ubrania, bijąc niektórych bez powodu i strzelając do innych dla sportu. Nie mając żadnych innych zapasów żywności na wyspie, kilku bezradnych osadników zaczęło najpierw pożerać rosnącą liczbę trupów, a następnie mordować swoich współziomków, aby zjeść ich ciała i organy wewnętrzne. Źródła Wertha ilustrują te wydarzenia w mrożących krew w żyłach, groteskowych szczegółach, nie pozostawiając wiele miejsca dla wyobraźni. Nie dziwi więc, że miejscowi urzędnicy najpierw odrzucali doniesienia o kanibalizmie w osadzie, a potem tłumaczyli go nie jako skutek ostrego głodu, ale jako rezultat działania zdegenerowanych jednostek, „kanibali z przyzwyczajenia” (s. 140). Z powodu chorób, głodu i brutalności, zarówno ze strony nadzorców, jak i współwięźniów, aż dwie trzecie specjalnych osadników w Nazino zmarło w ciągu kilku tygodni, zanim pozostali zostali przeniesieni do innych, nieco bardziej gościnnych miejsc w okolicy. Komisja wysłana w celu zbadania sprawy Nazino stwierdziła, że lokalni urzędnicy ponoszą winę za śmierć tysięcy ludzi, skazując kilku z nich na wydalenie z partii, aresztowanie i do trzech lat więzienia.

Najważniejszą lekcją płynącą z lektury Wyspy kanibali, którą Werth wyciąga niemal na każdej stronie, jest ostateczna daremność i porażka planowania w Związku Radzieckim. Choć do tego wniosku doszli już niezliczeni inni, Werth lepiej niż inni ukazuje ludzkie żniwo, które wynikało właśnie z niezdolności sowieckich administratorów do wymyślania, koordynowania i realizowania wykonalnych planów bez zmieniania ich co tydzień, a nawet codziennie. Podkreśla on szybkość, z jaką organy represji Związku Radzieckiego opracowały i zrealizowały plan deportacji z 1933 r., nieuniknioną dezorganizację, jaka z tego wynikła, oraz katastrofalne skutki, jakie z tego wynikły. Jak słusznie zauważono w wewnętrznej notatce Gułagu, „wszystkie operacje muszą być doskonale skoordynowane, aby uniknąć wąskich gardeł” (s. 87). W warunkach przemysłowych wąskie gardła przekładały się na ogromne straty w postaci zepsutych towarów i niewykorzystanej siły roboczej, ale w Gułagu takie wąskie gardła łatwo przekładały się na ofiary w ludziach. Tak więc osadnicy z Nazino zostali wysłani z tomskiego obozu przejściowego w dół rzeki Ob bez ubrań, żywności i zapasów, częściowo z powodu wąskich gardeł, które uniemożliwiły im odpowiednie wyposażenie. Jednak nawet unikanie wąskich gardeł mogło prowadzić do utraty życia ludzkiego. W rzeczy samej, deportacja z Nazino została wysłana w pośpiechu bez zaopatrzenia, aby obóz przejściowy w Tomsku nie stał się wąskim gardłem w przepływie kapitału ludzkiego z zachodu na wschód.

Werth dochodzi do wniosku, że „wszechobecna, inwazyjna kultura liczbowa” Związku Radzieckiego (s. 173), napędzana wiarą w naukę i postęp, doprowadziła do utopijnych marzeń, ale dystopijnej rzeczywistości. Jednak bardziej niż katastrofalne rezultaty ekonomiczne i demograficzne, argumentuje Werth, stalinizm, w swojej desperackiej walce o natychmiastowy postęp, wytworzył „całe gniazdo archaizmów”, także w sferze społecznej. Ta antymodernistyczna, decywilizująca tendencja stalinizmu widoczna jest w bezduszności, a nawet przemocy w stosunkach międzyludzkich, która przekształciła deportowanych „w zwierzęta” (s. 180). Ale znalazła ona również wyraz w zastępach bezdusznych urzędników i strażników, którzy akceptowali nadzwyczajną śmiertelność jako część wielkiego procesu budowania państwa lub aktywnie zwiększali liczbę ofiar, po prostu strzelając do niechętnych do współpracy deportowanych. Werth nie wyraża współczucia dla sprawców zbrodni opisanych w swojej książce, co stawia go w sprzeczności z innymi, w tym z wieloma pamiętnikarzami stalinowskich represji, którzy przyjmują bardziej apologetyczne podejście.

W rozdziałach chronologicznych, które poprzedzają omówienie afery nazistowskiej, Werth podaje wiele informacji na temat działań policyjnych państwa radzieckiego, takich jak kolektywizacja, dekultywacja, przymusowe rekwizycje zboża, paszportyzacja społeczeństwa miejskiego, co sprawia, że deportacja z 1933 roku i jej katastrofalne skutki są przedstawione na tle nieudolnej przemocy państwowej. Ale autor demaskuje również przemoc i prymitywizm społeczeństwa syberyjskiego w tym okresie, „gdzie wszyscy byli uzbrojeni, gdzie życie ludzkie nie miało prawie żadnej wartości i gdzie czasami polowano nie na zwierzęta, lecz na ludzi” (s. 178). Na podstawie klasycznej Weberowskiej definicji państwa Werth dochodzi do wniosku, że władza radziecka w Rosji azjatyckiej była w istocie słaba. Choć wydaje się to sprzeczne z intuicją, zważywszy na intensywne działania państwa w latach trzydziestych, ukrytym argumentem wydaje się być to, że państwo było wystarczająco silne, by narzucić regionowi swoje ambitne plany, ale niewystarczająco silne, by je właściwie realizować.

W epilogu Werth próbuje kontekstualizować katastrofę w Nazino jako część Wielkiego Terroru i szerzej pojętego systemu Gułagu. W kontekście Wielkiego Terroru stwierdza, że deportacja z 1933 roku stanowiła kolejny krok w „kampaniach i praktykach policyjnych, które były podejmowane od lat i stawały się coraz bardziej radykalne” prowadzących do 1937 roku (s. 190). Odnosi się to do argumentu Paula Hagenloha, że Terror stanowił w dużej mierze „kulminację trwającej dekadę radykalizacji praktyki policyjnej wobec przestępców 'recydywistów’, marginesu społecznego i wszelkiego rodzaju jednostek z niższej klasy”. W kontekście systemu Gułagu autor stwierdza, że szczególnie afera Nazino doprowadziła do faktycznego moratorium na specjalne osiedla i odpowiadającego mu uprzywilejowania obozów pracy przymusowej. Niestety, autor nie wspomina o tym, że choć Gułag w latach trzydziestych był brutalny, afery Nazina nie należy uważać za reprezentatywną dla doświadczenia gułagowego, lecz raczej za skrajny punkt wachlarza możliwości radzieckiego systemu sądownictwa karnego, który nie był ani sprawiedliwy, ani nie zajmował się wyłącznie przestępcami. Po pierwsze, więźniowie Gułagu umieszczeni w więzieniach i koloniach pracy poprawczej na ogół radzili sobie lepiej niż ci, którzy trafiali do obozów pracy poprawczej i specjalnych osiedli. Nawet wśród tych ostatnich katastrofalne osiedle Nazino w żaden sposób nie może być uznane za typowe. Po drugie, znany historyk gułagu Oleg W. Khlevniuk stwierdził niedawno, że rok 1933 stanowił anomalię w sowieckim systemie karnym na początku i w połowie lat trzydziestych, głównie z powodu klęski głodu, która spowodowała przypadki głodu i kanibalizmu podobne do tych, jakie miały miejsce w Nazino w wielu „wolnych” osadach na Ukrainie i w południowej Rosji. Z tym wyjątkiem twierdzi, że więźniowie w latach 1930-1936 „byli stosunkowo dobrze sytuowani i wolni” w porównaniu z tymi, którzy doświadczyli znacznie zwiększonej i usystematyzowanej brutalności podczas szczytu Wielkiego Terroru w latach 1937-1938 i powszechnego głodu podczas II wojny światowej.

Źródła wykorzystane w Wyspie kanibali są imponujące pod wieloma względami, z których dwa szczególnie się wyróżniają. Po pierwsze, autor w bezprecedensowy sposób wykorzystuje dokumenty z centralnego archiwum FSB, praktycznie niedostępnej domeny zawierającej dokumenty sowieckiej tajnej policji. Dokumenty te wnoszą do historii głębię, której nie dałoby się osiągnąć, opierając się jedynie na opublikowanych źródłach i bardziej dostępnych archiwach rosyjskich. Po drugie, w swojej szczegółowej analizie zapisów tranzytowych Werth ujawnia, że dane dotyczące śmiertelności w Gułagu w latach 30. były prawie na pewno zaniżone. Całe pociągi z więźniami przybyły do obozu przejściowego w Tomsku bez dokumentów i nawet bez listy nazwisk; te bezimienne dusze, które zginęły w drodze, pozostały bezimienne i niepoliczone w śmierci. Możliwość wystąpienia tej niezgodności została już wcześniej zauważona przez innych badaczy, ale Werth skrupulatnie wykazuje, że taka sytuacja rzeczywiście miała miejsce, że była powszechna i że liczby, których dotyczyła, były w rzeczywistości znaczące.

Wykorzystując źródła w tekście, Werth opiera się na częstych i obszernych cytatach zarówno ze wspomnień, jak i z oficjalnej dokumentacji, trzymając się niezłomnie zasady pozwalania źródłom mówić za siebie. W przypadku tak makabrycznej opowieści wydaje się to odpowiednią strategią, choć miejscami jest ona być może przesadzona. Próbuje również zachować język, jakim posługują się zarówno ofiary, jak i oprawcy, posypując własną prozę słowami z wcześniej cytowanych fragmentów; graniczy to jednak ze śmiesznością, gdy tak pospolite słowa jak „zapasy nasion”, „teoria”, „zator” i inne w niewytłumaczalny sposób zostają zachowane w cytatach. Co więcej, tylko w dwóch przypadkach podaje on oryginalną rosyjską wersję tych kluczowych terminów zachowanych w cudzysłowie w jego tekście. W bardziej drobnych uwagach, w wykazie skrótów brakuje kilku pozycji (NEP, Siblag), a redaktorzy dopuścili do kilku błędów typograficznych w przypisach końcowych.

Choć niektóre opowieści o terrorze z sowieckiego Gułagu ostatecznie okazały się fałszywe, zwłaszcza zatonięcie statku Dzhurma z tysiącami więźniów zmierzających na Kołymę, wiele innych od czasu otwarcia sowieckich archiwów zostało dodatkowo oświetlonych dokumentacją archiwalną. Wyspa kanibali należy właśnie do tej drugiej kategorii. W miarę jak Werth po mistrzowsku snuje swoją opowieść o utopii i kanibalizmie, czytelnik jest konfrontowany z niekończącymi się przykładami beznadziejnie optymistycznych planów osadniczych, sprzecznych instrukcji, manipulowania liczbami, słabej koordynacji między zainteresowanymi organizacjami, rażącego niedoboru obiecanych środków, podejmowania decyzji ad hoc i kiepskiego wykonywania rozkazów, które doprowadziły do zdenerwowania urzędników na wszystkich szczeblach sowieckiej hierarchii i do trupów na całej długości rzeki Ob. W skrócie, to niezwykłe studium przypadku dysfunkcji i terroru stanowi cenny wkład w nasze rozumienie stalinizmu.

Notatki

. Stéphane Courtois, Nicolas Werth, Jean-Louis Panné i Andrzej Paczkowski, Czarna księga komunizmu: Crimes, Terror, Repression, przeł. Jonathan Murphy i Mark Kramer (Cambridge: Harvard University Press, 1999), 150-155. Cannibal Island została pierwotnie opublikowana jako L’Île aux cannibals 1933, une deportation-abandon en Sibérie (Paris: Perrin, 2006).

. Bardziej aktualne omówienie tego tematu, zob. Kate Brown, „Out of Solitary Confinement: The History of the Gulag,” Kritika 8, nr 1 (zima 2007): 67-103.

. Eugenia Ginzburg, na przykład, sławnie oświadczyła, że „systematyczne korumpowanie ludzkich dusz za pomocą Wielkiego Kłamstwa, które nie przypominało niczego znanego wcześniej, spowodowało, że tysiące i tysiące zwykłych ludzi dało się złapać na tę szaradę. Cóż więc, mieliśmy się mścić na nich wszystkich?”. Eugenia Ginzburg, Within the Whirlwind, przeł. Ian Boland (New York: Harcourt Brace Jovanovich, 1981), 381.

. Paul Hagenloh, „’Socially Harmful Elements’ and the Great Terror,” in Stalinism: New Directions, red. Sheila Fitzpatrick (London: Routledge, 2000), 286. To odniesienie jest niestety pominięte w Wyspie kanibali.

. Oleg V. Khlevniuk, The History of the Gulag: Od kolektywizacji do wielkiego terroru, przeł. Vadim A. Staklo (New Haven: Yale University Press, 2004).

. Opowieść o tym, że w latach 1933-1934 „Dżurma” utknęła w lodach na Oceanie Arktycznym, w wyniku czego zginęło do dwunastu tysięcy więźniów, została po raz pierwszy opisana przez Dallina i Nicolaevsky’ego i od tamtej pory jest powtarzana jako doskonały przykład straszliwej śmiertelności stalinowskiego gułagu. David Y. Dallin i Boris I. Nicolaevsky, Forced Labor in Soviet Russia (New Haven: Yale University Press, 1947), 129. W międzyczasie historyk amator Martin Bollinger stwierdził, że Dzhurma nie wszedł do służby w łagrach aż do 1935 roku i że żaden z łagrowych statków w latach 30-tych XX wieku nie przemierzał wschodnich mórz arktycznych. Martin J. Bollinger, Stalin’s Slave Ships: Kolyma, the Gulag Fleet, and the Role of the West (Westport: Praeger, 2003), 68-69.

Jeśli istnieje dodatkowe omówienie tego przeglądu, można uzyskać do niego dostęp poprzez sieć, pod adresem: https://networks.h-net.org/h-russia.

Cytat: Jeffrey S. Hardy. Review of Werth, Nicolas, Cannibal Island: Death in a Siberian Gulag.H-Russia, H-Net Reviews.November, 2007.
URL: http://www.h-net.org/reviews/showrev.php?id=13833

Copyright © 2007 by H-Net, wszelkie prawa zastrzeżone. H-Net zezwala na redystrybucję i przedruk tej pracy dla celów niekomercyjnych, edukacyjnych, z pełnym i dokładnym przypisaniem do autora, lokalizacji internetowej, daty publikacji, listy źródłowej i H-Net: Humanities & Social Sciences Online. Dla każdego innego proponowanego wykorzystania prosimy o kontakt z redakcją Przeglądu pod adresem [email protected].

.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.