Grafika autorstwa Julii Wolfe
Powiedzieliśmy to już wcześniej: Giełda nie jest gospodarką.
Zwykle oznacza to po prostu, że wahania na rynkach mogą mieć niewielki lub żaden realny wpływ na podstawowe rzeczywistości, które uważamy za składające się na gospodarkę. Albo, że istnieje wiele ważnych czynników strukturalnych, które sprawiają, że perspektywy rynków różnią się od tego, jak zwykli obywatele postrzegają ogólną kondycję gospodarczą kraju.
Ale teraz, te zwykłe bromki niosą ze sobą ryzyko niedocenienia rozdźwięku. W czasach COVID-19, rynek akcji nie mógłby być bardziej oderwany od szerszej sytuacji gospodarczej Stanów Zjednoczonych. Chociaż indeks S&P 500 gwałtownie spadł w marcu, kiedy koronawirus wyłączył duże obszary gospodarki, do pierwszego tygodnia czerwca odrobił prawie wszystkie straty – przed ponownym spadkiem, a następnie szybkim odbiciem się od dna.
Nawet poza rynkami pojawiły się pewne dane sugerujące, że najgorsze obawy dotyczące gospodarki pod koniec marca i w kwietniu były zbyt pesymistyczne. (Weźmy na przykład majowy raport o zatrudnieniu, który pokazał zaskakujący spadek bezrobocia, nawet po uwzględnieniu problemu klasyfikacji zwolnionych pracowników). Ale ogólny stan bezrobocia jest nadal dość zły jak na standardy historyczne, co odzwierciedla wiele ważnych wskaźników ekonomicznych, które są niemal jednolicie niższe – w znacznym stopniu – od ostatniego lata:
Oczywiście, nie każdy podstawowy wskaźnik spadł z urwiska w obliczu tej recesji. Inflacja, mierzona indeksem cen konsumpcyjnych (z wyłączeniem wiecznie zmiennych wydatków na żywność i energię), spadła nieco od lutego – z 2,8% rok do roku do 2,1% – ale pozostaje w stosunkowo normalnym zakresie. Nowe pozwolenia na budowę (oznaka inwestycji i aktywności budowlanej) odbiły się po początkowym spadku i niemal wróciły do poziomu z zeszłego roku. A miary ryzyka kredytowego, takie jak spread TED, ustabilizowały się, wskazując na niskie implikowane ryzyko niewypłacalności banków komercyjnych.
Ale wskaźniki zatrudnienia, ceny ropy, zaufanie konsumentów i wiele innych miar malują wyraźny obraz recesji. Nawet zyski korporacyjne – które w teorii pomagają dyktować ceny akcji na rynku – odnotowały najgorszy kwartał od 2008 roku. (To właśnie spowodowało, że wybiegające w przyszłość prognozy wskaźnika cena-zysk dla S&P poszybowały w górę.)
A jednak indeksy giełdowe nadal odbijają się znacznie szybciej niż reszta gospodarki.
Dlaczego? Jak to zwykle bywa w ekonomii, sprawa jest skomplikowana – i każdy ma swoją ulubioną teorię. Wśród nich można wymienić koncepcję, że inwestorzy stawiają na szybkie ożywienie w kształcie litery „V” (a nie na dłuższy, wolniejszy kształt „swoosh”, który przewidziało wielu ekonomistów) i liczą na to, że zyski przedsiębiorstw ostatecznie odbiją się w średnim i długim terminie. (A dlaczego nie? Działania Rezerwy Federalnej dały jasno do zrozumienia, że jest to priorytet.)
Niektóre prominentne firmy technologiczne na szczycie rynku (takie jak Microsoft, Apple i Alphabet) faktycznie mają powody, by sądzić, że pandemia może przesunąć biznes na ich korzyść, z tak dużym naciskiem położonym na cyfrowe zakupy, komunikację i rozrywkę. A wzrost handlu opartego na algorytmach nieco odizolował rynki od wstrząsów, które mogą być tworzone przez duże wydarzenia informacyjne, takie jak rozwój sytuacji politycznej lub protesty przeciwko niesprawiedliwości rasowej obecnie przetaczające się przez kraj, ponieważ beznamiętne algorytmy nie martwią się lub boją się wiadomości w sposób, w jaki robią to ludzie.
Ale Tara Sinclair, profesor ekonomii na Uniwersytecie George’a Washingtona i starszy współpracownik w Indeed Hiring Lab, powiedziała mi, że myśli, że rynki zapewniają również lepsze miejsce dla bogatych ludzi, aby ukryć swoje pieniądze niż alternatywy, takie jak obligacje lub banki.
„Ludzie, szczególnie bogaci, ograniczyli swoje wydatki, więc muszą zaparkować swoje fundusze gdzieś, jak na giełdzie (zwłaszcza, że stopy procentowe są na dnie)”, powiedziała w e-mailu. „Nierówność może oznaczać, że nawet jeśli miliony ludzi nie mają pracy, to nadal może istnieć nadmiar funduszy pochodzących od osób o wysokich zarobkach i/lub zamożnych.”
Jak Paul Krugman z The New York Times zauważył stosunkowo wcześnie w czasie kryzysu, rentowność obligacji skarbowych jest tak niska (patrz wykres powyżej), że akcje są atrakcyjną opcją – nawet w środku recesji spowodowanej pandemią, która zdarza się raz na pokolenie.
„Ostatnie wyniki giełdowe mogą być bardziej związane z czymś w rodzaju głodu oszczędności niż z optymizmem co do przyszłej wartości firm”, powiedział mi Sinclair. „Może chodzić bardziej o to, że S&P 500 jest lepsza niż gdziekolwiek indziej do lokowania funduszy, a nie o rzeczywisty optymizm.”
Nie musi to jednak oznaczać, że działania inwestorów nie są napędzane optymizmem. „Być może (miejmy nadzieję?) ludzie inwestują na dłuższą metę i postrzegają obecną sytuację gospodarczą jako w znacznym stopniu tymczasową” – napisał Sinclair.
I warto zauważyć, że mimo wszystko rynki nie są całkowicie oddzielone od wirusa, który nadal dotyka każdy zakątek świata.
Kiedy po raz pierwszy pojawiły się wieści o koronawirusie, VIX – miara zmienności rynkowej, być może lepiej znana jako „indeks strachu” – skoczył do 82,7, najwyższego poziomu w historii. (Poprzedni najwyższy poziom wynosił 80,9 i został osiągnięty w listopadzie 2008 r., kiedy to Wielka Recesja wywołała masowy odpływ akcji). Wiadomość o odrodzeniu się COVID-19 na początku tego miesiąca spowodowała, że VIX wzrósł do 40,8, kolejnego nienormalnie wysokiego poziomu – poza recesjami VIX zazwyczaj porusza się w przedziale 10-20. Pomimo rosnących indeksów, na rynku akcji rządzi teraz niepewność.
Co to oznacza w przyszłości, każdy może zgadywać. Ale na razie, Wall Street pokazał szokującą ilość odporności nawet jak prawie każdy inny wskaźnik gospodarczy zatonął. Jeśli nic innego, niech to będzie ostateczne potwierdzenie, że raz na zawsze, giełda nie jest gospodarką.
Subskrybuj nasz koronawirusowy podcast, PODCAST-19
Najlepsze z FiveThirtyEight, dostarczone do Ciebie.
.