Postęp był powolny i Braddock obecnie zostawił około jednej trzeciej swoich sił, aby sprowadzić pociąg z zaopatrzeniem na tyły pod pułkownikiem Dunbarem z 48-go, podczas gdy naciskał przez kraj leśny z być może 1500 ludźmi. Przywitały ich nieuprzejme wiadomości, które Francuzi zostawili nabazgrane na drzewach odartych z kory po drodze. Wkrótce po południu 9 lipca, po sforsowaniu rzeki Monongahela w odległości około dziesięciu mil od Fortu Duquesne, awangarda Braddocka w czerwonych płaszczach, przedzierając się przez drzewa, została zaskoczona przez siły wroga liczące blisko 900 ludzi. Większość z nich stanowili amerykańscy Indianie, resztę Francuzi i Kanadyjczycy. Okropne okrzyki wojenne przyprawiły Brytyjczyków o dreszcze, gdy Indianie rzucili się na każdą flankę Brytyjczyków i złapali ich w krzyżowy ogień, podczas gdy Francuzi zablokowali front. Wielu brytyjskich oficerów zostało zabitych lub unieszkodliwionych, a ludzie rzucili się do ucieczki, zderzając się ze swoimi towarzyszami idącymi na wsparcie. Starania, by ich powstrzymać, pisał Waszyngton, były tak samo bezskuteczne jak próby powstrzymania stada dzikich niedźwiedzi. Brytyjscy żołnierze strzelali do siebie w panice, podczas gdy Braddock i pozostali przy życiu oficerowie bezskutecznie próbowali ich zmobilizować. Waszyngtonowi kula zdjęła z głowy kapelusz, a Braddock został postrzelony w klatkę piersiową – całkiem możliwe, że przez jednego z jego własnych stronników. Waszyngton wsadził Braddocka na wóz i poprowadził tylu Brytyjczyków, ilu zdołał nakłonić do posłuchu, z powrotem przez Monongahela, podczas gdy Indianie Whooping pozostali, by oskalpować zabitych i rannych, po czym zabrali tuzin jeńców do Fortu Duquesne, gdzie z radością spalili ich żywcem. Braddock tymczasem nakazał Waszyngtonowi odszukać pułkownika Dunbara i sprowadzić go, by osłaniał brytyjski odwrót, choć gdy ludzie Dunbara usłyszeli, co się stało, wielu z nich sprytnie ruszyło w przeciwnym kierunku.