Nasze pierwsze dwustronne spotkanie odbyło się w Ambasadzie USA. Pod koniec spotkania Ford i Breżniew wyszli razem frontowymi drzwiami, gdzie zdawali się wymieniać uprzejmości. Reszta z nas zapakowała się do naszej motorynki i udała się do Finlandia Hall, gdzie odbywał się szczyt.

Scena w hali była zdumiewająca. Podczas przerw w obradach można było spotkać na korytarzach różnych przywódców z okresu zimnej wojny i Europy Zachodniej. Pamiętam zwłaszcza Tito z jego źle ufarbowanymi włosami; polskiego przywódcę Eduarda Gierka wyglądającego na odpowiednio przygnębionego; rumuńskiego antyrosyjskiego komunistę Nicolaia Ceauscsau (później straconego); szwedzkiego antyamerykańskiego przywódcę socjalistycznego Olofa Palme (później zamordowanego) i francuskiego Valery’ego Giscarda d’Estaing, eleganckiego, jak można się było spodziewać.

Prezydent Francji Valery Giscard d’Estaing na szczycie (dzięki uprzejmości Jana M. Lodala)

Względnie niewielki rozmiar sali ikonicznej i konieczność pomieszczenia 35 głów państw i ich personelu oznaczały, że delegacje zostały umieszczone w bliskim sąsiedztwie. Nasza delegacja została usadzona w centrum głównej sekcji, tuż po drugiej stronie przejścia od Sowietów. Każdy z delegatów otrzymał małe biurko. Było to miejsce intymne, wymagające od nas ochrony wszelkich tajnych informacji przy naszych stołach. Sekretarz stanu Henry Kissinger wywołał sensację w mediach, kiedy jego uwaga dotycząca bezpieczeństwa została zawiedziona i włoski fotograf sfotografował jeden z jego tajnych dokumentów.

Nie mogłem nie zwracać uwagi na Breżniewa, zwracając uwagę na to, z kim rozmawiał i co robił. W pewnym momencie zauważyłem, jak sięgnął do kieszeni po coś, co okazało się pigułką. Nasze służby wywiadowcze podejrzewały, że Breżniew ma poważne problemy zdrowotne – był nałogowym palaczem i zaczął wyglądać i zachowywać się słabo. Zwróciłem więc uwagę na to, co zrobił z opakowaniem tabletki – włożył je do popielniczki. Gdybyśmy mogli ustalić, jakie lekarstwo znajdowało się w opakowaniu, być może moglibyśmy wywnioskować jego dolegliwości. Postanowiłem więc poszukać okazji do zdobycia opakowania.

Victor Sukhodrev, tłumacz Breżniewa, zaskoczył nas, gdy przybył i przepchnął się do Breżniewa. Sukhodrev był uważany zarówno przez amerykańskich urzędników, jak i Sowietów za najlepszego tłumacza rosyjsko-angielskiego na świecie. Potrafił nie tylko posługiwać się wszystkimi wyrażeniami idiomatycznymi, ale rozumiał je w różnych „dialektach” angielskiego – amerykańskim, brytyjskim, szkockim, australijskim, kanadyjskim itd. Miał płodną pamięć – byliśmy świadkami, jak robił tylko kilka notatek, gdy Breżniew mówił przez ponad 20 minut, a potem oferował doskonałe tłumaczenie na angielski. Potrafił też tłumaczyć „w obie strony” (z rosyjskiego na angielski, z angielskiego na rosyjski) pozornie bez przerwy. Sukhodrev wykonał wszystkie tłumaczenia na naszym dwustronnym spotkaniu w ambasadzie.

Sukhodrev wręczył Breżniewowi pojedynczą kartkę papieru napisaną na maszynie. Wywnioskowałem, że Breżniew chciał zobaczyć zapis czegoś, co było omawiane na naszym spotkaniu w ambasadzie. Breżniew uważnie przestudiował papier, pomachał Suchodrewowi, a potem zrobił coś bardzo zaskakującego – podarł papier na kawałki i umieścił je w popielniczce, gdzie położył opakowanie po pigułce.

Breżniew przedstawiony z popielniczką na szczycie (dzięki uprzejmości Jana M. Lodala)

Moja ciekawość była teraz podsycona. Kiedy więc sesja przemówień dobiegła końca, ostrożnie zabrałem się za porządkowanie papierów przy moim małym stoliku, obserwując, jak delegacja radziecka wychodzi. Najprostsza droga do drzwi prowadziła przez puste miejsca siedzące, co dało mi szansę opróżnienia popielniczki Breżniewa do kieszeni.

.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.