Nie w ten sposób. Nie. Like. This. Zdjęcie: Lacey Terrell/Netflix

Kiedy miałam 12 lat, pamiętam, jak zabijałam czas w piwnicy mojej babci, oglądając DVD jedynego filmu z kategorią R, jaki udało mi się znaleźć, Junebug. Nigdy nie zapomnę przezabawnego i żywiołowego występu tej jednej rudowłosej aktorki z filmu Złap mnie, jeśli potrafisz. Byłam zachwycona, gdy jej gwiazda rosła, zdobywając sześć nominacji do Oscara – i, co tragiczne, żadnej wygranej. Były jej występy w Zaczarowanej i Walczącym, Wątpliwości i Mistrzu. Piętnaście lat później wciąż co jakiś czas wracam do Junebug, by obejrzeć druzgocącą, kulminacyjną scenę Amy Adams i przypomnieć sobie, jak wygląda dobre aktorstwo. Jasne, w jej karierze zdarzają się wpadki (pominiemy Wielkie oczy i wszystko, co wiąże się z Julią & Julia), ale ogólnie rzecz biorąc, nauczyłem się, że można polegać na Adams, jeśli chodzi o dostarczenie fascynującego występu, osadzonego w rzeczywistości i emocjonalnej wrażliwości, bez względu na materiał i gatunek.

Dlatego też w żadnym wypadku, z miłości do wszystkiego, co dobre na zielonej ziemi Boga, moja ulubiona zerokrotna laureatka Oscara Amy Adams nie może dostać Oscara za swój występ jako Bev Vance w Elegii Hillbilly.

„Ale, Chris”, mówisz, „na pewno jeśli uważasz, że Amy Adams jest tak wspaniałą aktorką, chciałbyś, aby została uznana i uczczona przez jury swoich rówieśników?”. I miałbyś rację. Oczywiście, że chcę, aby Amy Adams zdobyła najwyższe wyróżnienie, jakie przemysł filmowy ma do zaoferowania i dołączyła do grona swoich rudowłosych sióstr: Nicole Kidman, Julianne Moore i Julii Roberts. Ale absolutnie nie w taki sposób. Zdobycie przez Adams Oscara za rolę w „Elegii w Hillbilly” byłoby gorsze niż nie zdobycie Oscara w ogóle. I dla tych, którzy już widzieli film przed jego premierą na Netflixie 24 listopada, nie jest to kontrowersyjna opinia.

Hillbilly Elegy siedzi obecnie ładnie na Rotten Tomatoes z szokującą 29-procentową świeżą oceną, a nawet ten wynik wydaje się trochę wysoki, biorąc pod uwagę, że fabuła filmu przebiega z precyzją młota kowalskiego. Nie chodzi mi jednak o to, że reżyser Ron Howard popełnił wiele błędów, adaptując autobiografię J.D. Vance’a o jego drodze z Pasa Rdzy do Yale Law School i z powrotem. Chodzi o występ Amy Adams jako pełnej dobrych intencji, ale uzależnionej od narkotyków matki głównej bohaterki, Bev Vance.

Adams naprawdę robi absolutnie najwięcej z powierzoną jej rolą, dziko przechylając się między portretowaniem zmagającego się z problemami rodzica, który robi wszystko, co w jego mocy, aby wychować dwójkę dzieci na własną rękę, a przedstawianiem okropności nadużywającej matki, córki i partnera w jednej chwili. Jest to wyczerpujący występ, który niezdarnie uderza we wszystkie traumatyczne nuty, jakich można by się spodziewać po kimś, kto stara się zdobyć Oscara, aż po celowo nieelegancką perukę i makijaż. Ale to nie sama ilość wielkiego aktorstwa, które Adams rozdaje w Hillbilly Elegy jest problemem. Chodzi raczej o brak czegoś, czegokolwiek, co kojarzyłoby się z prototypowym występem Amy Adams. Każda aktorka mogłaby wygłaszać przesadzone kwestie i gesty Bev, tak jak zostały one prawdopodobnie zapisane w scenariuszu, być może dlatego wybory Adams – każdy krzyk, każda obelga, każda niepewnie wyciągnięta dłoń – wydają się sztampowe i nieinspirujące. Można je było zobaczyć z daleka.

Jeden szczególnie okropny moment ma miejsce około godziny filmu, kiedy Bev odmawia wejścia do centrum leczenia uzależnienia od heroiny po tym, jak J.D. zadaje sobie wiele trudu, aby ją przyjąć. W ostrej kłótni, J.D., grany przez Gabriela Basso, krzyczy na swoją matkę za spuszczanie wody z ich babci, Glenn Close’s Maw-Maw, która służyła jako główna opiekunka J.D. przez pewien czas i z którą Bev ma niezwykle napięte stosunki. „Tak. Jakby była cholerną świętą?” Adams pluje, dodając sarkastyczne wzruszenie ramionami, jakby chciała krzyknąć: Um, nie, nie była, gnojku. To niepotrzebny wykrzyknik dopisany na końcu emocjonalnego bitu, który został zapisany wielkimi literami i podkreślony czerwonym atramentem. Czy Maw-Maw i Bev utrzymują skomplikowaną i nietrwałą więź, na którą wpływa trauma pokoleniowa i warunki wspólnego doświadczenia biedy? Um, no shit, Sherlock!

Jeśli spojrzysz wstecz na niektóre z najlepszych prac Amy Adams, to właśnie brak wykrzykników pozostawia największe wrażenie. Przypomnijcie sobie jej rolę twardej gwiazdy toru Southie, Charlene, w filmie The Fighter, i jej bezwysiłkowy, niedopowiedziany urok, jaki wniosła do tej roli. Albo lingwistka dr Louise Banks w Przybyszu, cicho pogrążona w żałobie i poszukująca więzi. Albo jej ostatnia, nominowana do nagrody Emmy rola dziennikarki walczącej z własnymi demonami w sobie i na zewnątrz w miniserialu Ostre przedmioty. Adams była przyziemna, subtelna, zaskakująca. Jej banalny i banalny występ jako Bev Vance w Hillbilly Elegy jest antytezą jej najlepszej pracy.

W tak ciężkim roku dla filmów, mogę sobie wyobrazić, jak członek Akademii mógłby pomyśleć, że jest to idealny czas, aby dać trofeum Adams. To „dziwny rok”, a ona „tak ciężko na to pracowała”, powiedzą na swoich (wirtualnych) lunchach w Beverly Wilshire za zamkniętymi drzwiami w różnych wypełnionych światłem kuchniach Los Angeles, wyświetlanych w oślepiającej siatce na Zoomie. Do wszystkich czytających to posiadaczy kart AMPAS, błagam: nie głosujcie na Amy Adams. To nie jest jej moment z Leonardo DiCaprio w Zemście. To nie jest jej Julianne Moore w Still Alice. To nie jest jej Charlize Theron przemieniająca się w Aileen Wuornos na potrzeby Monster. Nie niszczmy spuścizny tej kobiety dając jej statuetkę za jeden z najgorszych występów, tak jak zrobiliśmy to z Meryl Streep w Żelaznej Damie. To nie jest jej kolej. To nie jest jej czas.

I do ula Adamsów, nasz dzień nadejdzie! Nasza dziewczyna przetrwa i zdobędzie statuetkę za grę aktorską w czymś, co jest godne jej wielu talentów, co podkreśla to, co robi najlepiej: zadziwia nas głębią jej człowieczeństwa. Ale w tym roku nie zostawiajmy tego „Beaverowi” – pieszczotliwe imię, które Adams nadała swojej peruce Bev Vance; jeśli ja muszę je znać, to ty też musisz – zostawmy to komuś innemu. Komuś innemu. Hej, jeśli Akademia chce dać ją Glennowi, proszę bardzo. Ja nie mam nic do tej walki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.