Pewnej nocy, kiedy Izidor miał 16 lat, Marlys i Danny tak się przestraszyli wybuchu Izidora, że zadzwonili na policję. „Zabiję was!”, krzyczał do nich. Po tym, jak funkcjonariusz odprowadził Izidora do radiowozu, ten upierał się, że jego rodzice „znęcali się” nad nim.

„Och, na litość boską”, powiedział Danny, gdy został poinformowany o oskarżeniu syna.

„Świetnie”, powiedziała Marlys. „Czy przypadkiem nie wspomniał, jak się nad nim znęcamy?”

Wracając do samochodu, oficer zapytał: „Jak twoi rodzice znęcają się nad tobą?”

„Pracuję, a oni zabierają mi wszystkie pieniądze” – wykrzyknął Izidor. W domu, oficer przeszukał pokój Izidora i znalazł jego książeczkę oszczędnościową.

„Nie możemy go zabrać,” powiedział oficer Ruckelom. „On jest wściekły, ale nie ma tu nic złego. Sugerowałbym, żebyście zamknęli na noc drzwi do swoich sypialni.”

Znowu przyszła im do głowy myśl: Ale to nasz dom.

Następnego ranka Marlys i Danny zaproponowali Izidorowi podwiezienie do szkoły, a potem zamiast tego zawieźli go prosto do szpitala psychiatrycznego. „Nie było nas na to stać, ale oprowadziliśmy go i to go przeraziło” – opowiada Marlys. „Powiedział: 'Nie zostawiajcie mnie tutaj! Będę przestrzegał waszych zasad. Nie każcie mi tu jechać!”. Po powrocie do samochodu powiedzieliśmy: 'Słuchaj, Izidor, nie musisz nas kochać, ale musisz być bezpieczny i my musimy być bezpieczni. Możesz mieszkać w domu, pracować i chodzić do szkoły do 18 roku życia. Kochamy cię”. Ale, wiesz, te ckliwe rzeczy nie działały na niego.”

Życie według zasad nie trwało długo. Pewnej nocy Izidor został poza domem do 2 w nocy i zastał dom zamknięty. Walił w drzwi. Marlys otworzyła je z trzaskiem. „Twoje rzeczy są w garażu,” powiedziała mu.

Izidor już nigdy nie mieszkał w domu. Zamieszkał z chłopakami, których znał; ich obojętność mu odpowiadała. „Upijał się w środku nocy i dzwonił do nas, a jego przyjaciele wchodzili na linię i mówili wulgarne rzeczy o naszych córkach” – mówi Marlys. „Trzeba przyznać, że w końcu w naszym domu było spokojnie, ale martwiłam się o niego.”

W 18 urodziny Izidora, Marlys upiekła tort i zapakowała jego prezent, album ze zdjęciami dokumentujący ich wspólne życie: jego pierwszy dzień w Ameryce, pierwszą wizytę u dentysty, pierwszą pracę, pierwsze golenie. Zaniosła prezenty do domu, w którym, jak słyszała, mieszkał jej syn. Osoba, która otworzyła drzwi, zgodziła się dostarczyć je, gdy Izidor wróci. „W środku nocy” – opowiada Marlys – „usłyszeliśmy pisk samochodu na osiedlu, potem głośne uderzenie w drzwi wejściowe i odjeżdżający samochód. Zszedłem na dół i otworzyłem drzwi. To był album ze zdjęciami.”

Rodzice Izidora, Marlys i Danny Ruckel, przed ich domem w Temecula, Kalifornia (Ryan Pfluger)

W wieku 20 lat, w 2001 roku, Izidor poczuł nagłe pragnienie powrotu do Rumunii. Nie mając pieniędzy, pisał listy do programów telewizyjnych, przedstawiając w nich ekskluzywną historię rumuńskiego sieroty, który po raz pierwszy wyrusza w podróż powrotną do ojczyzny. Program 20/20 podjął się tego i 25 marca 2001 roku ekipa filmowa spotkała się z nim na lotnisku w Los Angeles. Tak samo jak Ruckels.

„Pomyślałem, To jest to. Już nigdy więcej go nie zobaczę”, mówi Marlys. „Przytuliłam go i pocałowałam, czy tego chciał, czy nie. Powiedziałam mu: 'Zawsze będziesz naszym synem i zawsze będziemy cię kochać’. „

Izidor pokazał Ruckelom swój portfel, do którego włożył dwa rodzinne zdjęcia. „Na wypadek, gdybym zdecydował się tam zostać, będę miał co wspominać” – powiedział. Choć chciał powiedzieć to uprzejmie, Marlys była zdruzgotana łatwością, z jaką Izidor zdawał się odchodzić z ich życia.

Z wydania z września 1998 roku: Robert D. Kaplan o Rumunii, sercu Europy

W Rumunii producenci „20/20” zabrali Izidora do jego dawnego sierocińca, gdzie witano go jak powracającego księcia, a potem ujawnili przed kamerą, że znaleźli jego biologiczną rodzinę w oddalonej o trzy godziny drogi wiosce. Jechali przez zaśnieżony krajobraz i zatrzymali się na polu. Jednopokojowa chata stała na bezdrzewnej połaci błota. Izidor, ubrany w białą koszulę z guzikami, krawat i spodnie od garnituru, kulił się po mokrej, nierównej ziemi. Cały się trząsł. Z chaty wyłonił się mężczyzna o wąskiej twarzy, który szedł w jego stronę przez pole. O dziwo, minęli się jak dwaj nieznajomi na chodniku. „Ce mai faci?” – Jak się masz?” – mamrotał mężczyzna, gdy przechodził obok.

„Bun,” mruknął Izidor. To dobrze.

To był ojciec Izidora, po którym otrzymał imię. Następnie z chaty wyszły dwie młode kobiety, które przywitały Izidora pocałunkami w każdy policzek; były to jego siostry. Wreszcie niska, czarnowłosa kobieta, która nie miała jeszcze 50 lat, przedstawiła się jako Maria – jego matka – i wyciągnęła rękę, aby go uściskać. Izidor nagle się rozgniewał i ominął ją. Jak mogę witać się z kimś, kogo ledwie znam, pamięta, że pomyślał. Ona skrzyżowała ręce na piersiach i zaczęła zawodzić: „Fiul meu! Fiul meu! „Mój synu! Mój syn!

Dom miał brudną podłogę, a lampa naftowa świeciła słabo. Nie było tam elektryczności ani kanalizacji. Rodzina zaoferowała Izidorowi najlepsze miejsce w domu, stołek. „Dlaczego w ogóle umieszczono mnie w szpitalu?” – zapytał.

„Miałeś sześć tygodni, kiedy zachorowałeś” – powiedziała Maria. „Zabraliśmy cię do lekarza, aby zobaczyć, co jest nie tak. Twoi dziadkowie sprawdzili cię kilka tygodni później, ale wtedy coś było nie tak z twoją prawą nogą. Poprosiliśmy lekarza, aby naprawił twoją nogę, ale nikt nie chciał nam pomóc. Zabraliśmy Cię więc do szpitala w Sighetu Marmaţiei i tam Cię zostawiliśmy.”

„Dlaczego nikt mnie nie odwiedzał przez 11 lat? Utknęłam tam i nikt nigdy nie powiedział mi, że mam rodziców.”

„Twój ojciec był bez pracy. Ja zajmowałam się innymi dziećmi. Nie było nas stać, żeby do ciebie przyjechać.”

„Czy wiesz, że życie w szpitalu w Cămin było jak życie w piekle?”

„Moje serce,” zapłakała Maria. „Musisz zrozumieć, że jesteśmy biednymi ludźmi; przenosiliśmy się z jednego miejsca do drugiego.”

Zaangażowany, prawie nie mogąc złapać oddechu, Izidor wstał i wyszedł na zewnątrz. Jego rumuńska rodzina zaprosiła go do obejrzenia kilku zdjęć starszego rodzeństwa, które opuściło dom, a on pokazał im swój album ze zdjęciami: Oto rozświetlony słońcem, uśmiechnięty Izidor nad basenem, z medalami z zawodów pływackich; oto Ruckelowie na plaży w Oceanside; oto oni przy stole piknikowym w zielonym parku. Rumuni bez słowa przewracali błyszczące strony. Kiedy kamery telewizyjne zostały wyłączone, Maria zapytała, jak opowiada Izidor, czy Ruckelowie go skrzywdzili albo nauczyli żebrać. On zapewnił ją, że ani jedno, ani drugie nie było prawdą.

„Wyglądasz chudo”, mówiła dalej Maria. „Może twoja amerykańska matka nie karmi cię wystarczająco. Zamieszkaj z nami. Zaopiekuję się tobą.” Następnie naciskała go o szczegóły dotyczące jego pracy i zarobków w Ameryce i zapytała, czy chciałby zbudować rodzinie nowy dom. Po trzech godzinach Izidor był wyczerpany i chętny do wyjścia. „Zadzwonił do mnie z Bukaresztu” – opowiada Marlys – „i powiedział: 'Muszę wrócić do domu. Zabierzcie mnie stąd. Ci ludzie są okropni. „

„Moja rodzona rodzina mnie przerażała, zwłaszcza Maria,” mówi Izidor. „Miałem wrażenie, że mógłbym tam zostać uwięziony.”

Kilka tygodni później był z powrotem w Temecula, pracując w restauracji typu fast-food. Ale nagle znów odnalazł w sobie tęsknotę za Rumunią. To stałoby się wzorem, niespokojne przenoszenie w poszukiwaniu gdzieś, że czuł się jak w domu.

Przyjaciele powiedzieli mu, że są miejsca pracy w Denver, więc postanowił przenieść się do Kolorado. Danny i Marlys odwiedzają go tam i pojechali z nim na wycieczkę do Rumunii. Marlys mówi, że trudniej jest mu wrócić do domu w Kalifornii. „Święto Dziękczynienia, Boże Narodzenie – to dla niego zbyt wiele. Nawet kiedy mieszkał sam w pobliżu, źle znosił święta. Zawsze wymyślał jakąś wymówkę, na przykład 'Muszę zrobić ciasto na pizzę’. Kiedy jest tu cała nasza rodzina i ktoś zapyta: 'Czy Izidor przyjdzie?’, ktoś odpowie: 'Nie, on robi ciasto na pizzę’. „Neuropsycholog Ron Federici był kolejnym z pierwszej fali ekspertów w dziedzinie rozwoju dziecka, którzy odwiedzili instytucje dla „nie do uratowania”, i stał się jednym z najlepszych na świecie specjalistów zajmujących się dziećmi poinstytucjonalnymi adoptowanymi do zachodnich domów. „We wczesnych latach wszyscy mieli piękne oczy” – mówi Federici. „Myśleli, że kochające, troskliwe rodziny mogą uzdrowić te dzieci. Ostrzegałam ich: Te dzieci doprowadzą cię do punktu krytycznego. Przejdź szkolenie w zakresie pracy z dziećmi specjalnej troski. Niech ich sypialnie będą oszczędne i proste. Zamiast 'Kocham cię’, powiedz im po prostu: 'Jesteś bezpieczny’. „Ale większość nowych lub przyszłych rodziców nie mogła tego znieść, a agencje adopcyjne, które z dnia na dzień otworzyły swoje sklepy w Rumunii, nie zajmowały się przekazywaniem tak strasznych wiadomości. „Dostawałem wiele nienawistnych listów” – mówi Federici, który mówi szybko i bez ogródek, ma pociągłą twarz i strzechę lśniących czarnych włosów. ” 'Jesteś zimny! One potrzebują miłości! Trzeba je przytulić. „Ale były żołnierz piechoty morskiej, kiedyś powszechnie oskarżany o zbyt pesymistyczne spojrzenie na przyszłość dzieci, teraz jest uważany za proroczego.

Federici i jego żona sami adoptowali ośmioro dzieci z brutalnych instytucji: troje z Rosji i pięcioro z Rumunii, w tym trójkę braci w wieku 8, 10 i 12 lat. Dwaj najstarsi ważyli po 30 funtów i umierali z powodu nieleczonej hemofilii i zapalenia wątroby typu C, kiedy wyniósł ich za drzwi sierocińca. Od tego czasu, w swojej praktyce klinicznej w Północnej Wirginii, Federici przyjął 9000 młodych ludzi, z czego prawie jedna trzecia pochodziła z Rumunii. Śledząc losy swoich pacjentów na przestrzeni dziesięcioleci, stwierdził, że 25 procent z nich wymaga całodobowej opieki, kolejne 55 procent ma „znaczące” problemy, z którymi można sobie poradzić przy wsparciu dorosłych, a około 20 procent jest w stanie żyć samodzielnie.

Najbardziej skuteczni rodzice, jego zdaniem, byli w stanie skupić się na przekazaniu podstawowych umiejętności życiowych i odpowiednich zachowań. „Ruckelowie są dobrym przykładem – trzymają się, a on radzi sobie dobrze. Ale ja właśnie dziś miałem rodzinę. Znałem tę dziewczynę z Rumunii od zawsze, pierwszy raz zobaczyłem ją, gdy była małą dziewczynką z całym obrazem stresu pourazowego: strach, niepokój, niepewność, depresja. Teraz ma 22 lata. Rodzice powiedzieli: „Skończyliśmy z tym. Narkotyki, alkohol, samookaleczenia. Jest na ulicy. Powiedziałam: „Wracajcie do programu rodzinnego”. Powiedzieli: 'Nie, jesteśmy wyczerpani, nie stać nas na więcej leczenia – czas skupić się na naszych pozostałych dzieciach’. „W ramach własnej rodziny Federici i jego żona stali się prawnymi opiekunami czwórki rumuńskich dzieci, które są już dorosłe. Dwoje z nich pracuje, pod nadzorem, dla fundacji, którą założył w Bukareszcie; pozostała dwójka mieszka z rodzicami w Wirginii. (Piąte jest wzruszającym przykładem szczęśliwych 20 procent – jest lekarzem na ostrym dyżurze w Wisconsin). Obaj jego dorośli synowie, którzy nie opuścili domu, są upośledzeni poznawczo, ale mają pracę i są mili w towarzystwie – mówi Federici. „Są szczęśliwi!” – wykrzykuje. „Czy są do nas przywiązani w stu procentach? Do diabła, nie. Czy są zadowoleni z rodziny? Tak. Czy potrafią funkcjonować w świecie, wśród innych ludzi? Absolutnie. Wymyślili sposoby, nie po to, aby przezwyciężyć to, co im się przydarzyło – tak naprawdę nie da się przezwyciężyć – ale aby się do tego przystosować i nie brać innych ludzi jako zakładników.”

Kiedy dziewięć lat temu w rodzinie urodziło się dziecko – jedyne biologiczne dziecko rodziny – lekarz zaczął dostrzegać nowe zachowania u swoich starszych dzieci. „Mały jest dla nich gwiazdą rocka” – mówi. „Starsi bracia w domu tak bardzo go chronią. W miejscach publicznych, w restauracjach, broń Boże nikt nie może go skrzywdzić ani dotknąć włosa na jego głowie. To interesująca dynamika: Nikt nie pilnował ich w dzieciństwie, ale oni sami mianowali się jego ochroniarzami. Jest ich młodszym bratem. Był z nimi w Rumunii. Czy to miłość? Nieważne. Są bardziej przywiązani do niego niż do nas, co jest absolutnie w porządku.”

Pod każdym względem Izidor – żyjący niezależnie – jest przykładem sukcesu wśród ocalałych z instytucji Ceauşescu. „Czy wyobrażasz sobie, że kiedykolwiek będziesz miał rodzinę?” pytam. Jesteśmy w jego pokoju w olbrzymim domu pod Denver.

„Masz na myśli moją własną? Nie. Od 15 roku życia wiedziałem, że nie będę miał rodziny. Widząc wszystkich moich przyjaciół w głupich związkach, z zazdrością, kontrolą i depresją – pomyślałem: Naprawdę? Wszystko to dla związku? Nie. Widzę siebie w ten sposób, że nie ma takiej istoty ludzkiej, która chciałaby się do mnie zbliżyć. Ktoś może powiedzieć, że to nieprawda, ale ja tak właśnie siebie widzę. Jeśli ktoś próbuje się do mnie zbliżyć, uciekam. Jestem do tego przyzwyczajony. To się nazywa życie w celibacie.”

Mówi, że nie tęskni za tym, czego nigdy nie znał, czego nawet nie dostrzega. Może to jest jak ślepota na kolory. Czy ludzie ze ślepotą na kolory tęsknią za zielonym? Skupia się na zadaniach przed nim i robi wszystko, co w jego mocy, aby działać tak, jak ludzie oczekują, że inni ludzie będą działać.

„Możesz być najmądrzejszą sierotą w szpitalu. Ale brakuje ci pewnych rzeczy,” mówi Izidor. „Nie jestem osobą, która potrafi być intymna. Jest to trudne dla rodziców, ponieważ okazują ci miłość, a ty nie możesz jej odwzajemnić.”

Chociaż Izidor mówi, że chce żyć jak „normalny” człowiek, nadal regularnie zgadza się na przywdzianie płaszcza byłego sieroty, aby wygłaszać prelekcje w Stanach Zjednoczonych i Rumunii na temat tego, co instytucjonalizacja robi z małymi dziećmi. Pracuje ze scenarzystą nad miniserialem o swoim życiu, wierząc, że gdyby ludzie zrozumieli, jak to jest żyć za płotem, w klatkach, przestaliby umieszczać tam dzieci. Izidor doskonale zdaje sobie sprawę, że na całym świecie aż 8 milionów dzieci przebywa w placówkach opiekuńczych, w tym na południowej granicy USA. Marzeniem Izidora jest kupno domu w Rumunii i stworzenie domu grupowego dla swoich byłych kolegów z wojny – tych, którzy zostali przeniesieni do domów opieki lub wyrzuceni na ulicę. Dom grupowy dla jego kolegów poinstytucjonalnych dorosłych jest tak bliski idei rodziny, jak tylko Izidor może to osiągnąć.

Ścieżki neuronowe rozwijają się w mózgu dziecka obdarzonego miłością; ścieżki mnożą się, przecinają i zapętlają w odległych regionach mózgu jak system autostrad krajowych w budowie. Ale w mózgu zaniedbanego dziecka – dziecka leżącego samotnie i niechcianego każdego tygodnia, każdego roku – buduje się mniej połączeń. Mokra pieluszka dziecka nie jest zmieniana. Uśmiechy dziecka nie są wysłuchiwane. Dziecko milknie. Drzwi się zamykają, ale wokół framugi błyszczy skrawek światła.

Ludzie raz na jakiś czas zwracali uwagę na dziecko ze skręconą nogą. Niańki uważały, że jest pociągający i szybki. Dyrektor z nim rozmawiał. Pewnego wspaniałego zimowego popołudnia Onisa wyprowadził go z sierocińca, a on szedł ulicą.

Czasami Izidor miał uczucia.

Dwa lata po tym, jak Ruckelowie wyrzucili go z domu, Izidor był u fryzjera, który znał rodzinę. „Słyszałeś, co się stało z twoją rodziną?” – zapytała. „Twoja mama i siostry miały wczoraj straszny wypadek samochodowy. Są w szpitalu.”

Izidor wyrwał się stamtąd, wziął dzień wolny od pracy, kupił trzy tuziny czerwonych róż i pojawił się w szpitalu.

„Byliśmy w ciężarówce wychodzącej z Costco,” wspomina Marlys, „i jakiś facet uderzył w nas naprawdę mocno – to był wypadek pięciu samochodów. Po kilku godzinach spędzonych w szpitalu, zostaliśmy zwolnieni. Nie zadzwoniłem do Izidora, żeby mu o tym powiedzieć. Nie rozmawialiśmy. Ale on się dowiedział i chyba w szpitalu powiedział: 'Przyszedłem do rodziny Ruckelów’, a oni powiedzieli: 'Już ich tu nie ma’, co on odebrał jako 'Nie żyją’. „

Izidor wybiegł ze szpitala do domu – domu, który bojkotował, rodziny, której nienawidził.

Danny Ruckel nie zamierzał wpuścić go bez negocjacji. „Jakie są twoje zamiary?” – zapytałby. „Czy obiecujesz, że będziesz dla nas przyzwoity?” obiecałby Izidor. Danny pozwolił Izidorowi wejść do salonu i stanąć twarzą w twarz ze wszystkimi, stać z rękami pełnymi kwiatów i oczami mokrymi od łez. Przed wyjściem tego dnia Izidor złożył kwiaty w ramionach matki i powiedział, z większą szczerością niż kiedykolwiek wcześniej słyszeli: „To dla was wszystkich. Kocham was.” Był to punkt zwrotny. Od tego dnia coś w nim złagodnieje, jeśli chodzi o rodzinę Ruckelów.

Ale najpierw Izidor musiał podejść do ciężkich drewnianych drzwi, drzwi, w które rzucił albumem ze zdjęciami zrobionym przez Marlys na jego urodziny, drzwi, które zatrzaskiwał za sobą setki razy, drzwi, które bił i kopał, kiedy był zamknięty. Zapukał i stanął na progu, ze zwieszoną głową i walącym sercem, niepewny, czy zostanie przyjęty. Porzuciłem je, zaniedbałem je, zgotowałem im piekło, pomyślał. Kłujące łodygi bordowo-czerwonych róż owinięte w ciemne liście i plastik szczerzyły się w jego ramionach.

I wtedy otworzyli drzwi.

* Z powodu przeoczenia redakcyjnego, w drukowanej wersji tego artykułu użyto terminu papoose na określenie zawiniętych dzieci; usunęliśmy to słowo z internetowej wersji artykułu po tym, jak jeden z czytelników zwrócił uwagę, że wielu, w tym Merriam-Webster, uważa je za obraźliwe.

Lily Samuel przyczyniła się do badań nad tym artykułem. Ukazał się on w wydaniu drukowanym lipiec/sierpień 2020 z nagłówkiem „Czy niekochane dziecko może nauczyć się kochać?”

.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.